Pierwszy numer Białego Orła ukazał się w kwietniu 2003 roku, tym samym wypełniając lukę na rynku mediów polonijnych w stanie Massachusetts (północny wschód USA). Głównym celem pisma było opisywanie życia lokalnej Polonii. Gazeta szybko zyskała uznanie i zainteresowanie czytelników i małymi krokami zaczęła się przekształcać z amatorskiego czytadła w profesjonalnie redagowaną gazetę.
W ciągu ostatnich 10 lat Biały Orzeł stał się największym wydawnictwem polonijnym poza granicami Polski, a u szczytów swych lotów ukazywał się w aż 8 lokalnych edycjach, od Nowej Anglii po Kalifornię. W Polsce wydawnictwo publikowało magazyn lifestylowy Day & Night oraz panoramę polskich firm o nazwie Polish Pages UK w Wielkiej Brytanii. O wzlotach Białego Orła, polonijnym rynku medialnym oraz planach na przyszłość, rozmawiamy z wydawcą i współzałożycielem gazety Darkiem Barcikowskim.
Dariusz Barcikowski i Anna Góral – była kandydatka na urząd burmistrza Chicago
przez wejściem do Białego Domu. Fot. facebook A-PRD
Co zainspirowało cię do podjęcia decyzji o wydaniu polskiej gazety w Massachusetts?
Jeszcze jako nastolatek pracowałem w rodzinnym biznesie spożywczym. Prowadziliśmy polskie delikatesy. Wychowałem się w środowisku polonijnym, które było mi bardzo bliskie. W tym czasie ukazywała się w Massachusetts polska gazeta, ale pod koniec lat 90-tych z nieznanych mi przyczyn przestała być wydawana. Zawsze w podświadomości mierzyłem się z zamiarem założenia lokalnej, polskiej gazety, a praca na co dzień w delikatesach rodzinnych potwierdzała zapotrzebowanie na polskojęzyczne media.
Jak wyglądała realizacja tego ambitnego pomysłu?
Muszę przyznać, że w pracy redaktorskiej nie miałem żadnego doświadczenia. Ponadto wyemigrowaliśmy z Polski jak zaczynałem trzecią klasę szkoły podstawowej, więc pomimo tego że płynnie rozmawiałem po polsku, moja znajomość języka była na poziomie podręcznika z trzeciej klasy. To był zwariowany pomysł, ale byłem przekonany, co do zapotrzebowania na lokalną, polską gazetę. Swoje plany przedstawiłem w polskim kościele po mszy. Poznałem w ten sposób Marcina Bolca – działacza polonijnego, z którym wspólnie założyliśmy gazetę. Ale podczas pierwszego spotkania Marcin był bardziej zainteresowany poleceniem do współpracy swojego ojca, z zawodu dziennikarza. Marcin prowadził wtedy PANO – Polish American Networking Association. Doszliśmy do wniosku, że nasze wspólne kontakty wśród lokalnej Polonii pozwolą nam ruszyć z realizacją planów. Do inicjatywy przyłączyło się wiele młodych osób, których zainspirowała nasza inicjatywa. Wśród nich była Agnieszka Hetkowska, która w Polsce pracowała w Dzienniku Bałtyckim; Wojtek Wojciechowski, dziennikarz z Polski; Adam Russo, który w tym czasie zaczynał swoją działalność jako prawnik; Szymon Tolak, który robił profesjonalne zdjęcia na polonijnych imprezach. Tych osób nie da się wszystkich wymienić. Dużo też pomogli nam rodzice, zarówno moi, jak I Marcina.
Nie mieliście inwestora?
Nie. Można powiedzieć, że naszymi inwestorami byli nasi pierwsi reklamodawcy. Uzbieraliśmy na tyle reklam, aby pokryć pierwszy druk. Potem mieliśmy dwa tygodnie, aby martwic się o kolejne wydanie, bowiem gazeta od początku była i jest do dzisiaj dwutygodnikiem.
Jak wyglądały początki pracy redaktorskiej?
Wszyscy poświęcali się z wielką pasją. Oczywiście nie było nas stać, aby komuś zapłacić, ledwo pokrywaliśmy druk. Moje mieszkanie w południowym Bostonie było naszym biurem. Wspominam wieczory, kiedy artykuły były pisane na dywanie, bo brakowało miejsca przy stole. Pamiętam naszą pierwszą choinkę redakcyjną, śpiewaliśmy kolędy, były recytacje wierszy. Bardzo miło wspominam te chwile.
Jeszcze nie cały rok po wydaniu pierwszego numeru zaczęliście się ukazywać w Connecticut. Jak to się udało?
Po tym jak gazeta przyjęła się w Massachusetts, doszliśmy do wniosku, że takich rynków jak nasz stan, w których jest liczna i kreatywna Polonia, a brak bądź ograniczona liczba lokalnych polonijnych mediów jest w USA bardzo duży. I tak pomału zaczęliśmy działać na rynkach, które w pewnym sensie były podobne do Massachusetts. Najpierw był to stan Connecticut, ponieważ było najbliżej. Potem Floryda, Pensylwania, Arizona, Kalifornia, Nowy Jork i New Jersey.
Jak przyjęła was lokalna Polonia? Przecież od Massachusetts do Kalifornii bądź Florydy daleka droga!
Pomysł na lokalną gazetę podobał się wszystkim. Gazeta była bezpłatna, lokalna, a o czytelników nie było trudno. W każdym stanie, gdzie uruchamialiśmy działalność na początku nawiązywaliśmy współpracę z polonijnymi działaczami i instytucjami. Na Florydzie pierwszą osobą, do której się udaliśmy, była Blanka Rosenstiel – założyciel Instytutu Kultury Polskiej w Miami. W Kalifornii dużo nam pomagała Paulina Kapuścińska – obecna konsul RP w Chicago -, która wtedy pełniła funkcję wicekonsula do spraw kultury w konsulacie w Los Angeles. W Arizonie “zaopiekowali” się nami Hania i Roman Niemczyńscy. Myślę, że tym wszystkim osobom, które nam pomogły zaimponowała nie tylko nasza energia i pasja, ale również nasz wiek. Gdy założyliśmy gazetę, ja miałem 25 lat, a Marcin 28. Nie często młode pokolenie zajmuje się polonijnymi sprawami i to się wszystkim podobało.
W tym samym czasie Biały Orzeł otworzył w Bostonie również księgarnię…
Tak. Gazeta się rozrastała, a praca “na dywanie” nie zdawała egzaminu. Otworzyliśmy więc polską księgarnię w polskiej dzielnicy Bostonu, aby stworzyć warunki do pracy i być w stanie utrzymać gazetę. Po dwóch latach i to miejsce okazało się za małe, więc wynajęliśmy biuro w centrum Bostonu.
A w Polsce?
W Polsce otworzyliśmy biuro w 2008 roku. Do dziś część redakcji mieści się w Polsce.
Czy w Polsce, oprócz redagowania Białego Orła, wydawaliście jakieś lokalne czasopisma?
Zaczęliśmy od specjalnego wydania Białego Orła z okazji Festiwalu Polonijnych Zespołów Folklorystycznych, które odbywają się w Rzeszowie co 4 lata. Wydrukowaliśmy 5 tys. egzemplarzy i rozdawaliśmy je na rynku miasta oraz na koncertach, które były częścią festiwalu. To było jeszcze kilka lat zanim otworzyliśmy lokalne biuro. Po otwarciu biura zaczęliśmy wydawać miesięcznik lifestylowy o nazwie Day & Night w Rzeszowie, a filia Białego Orła w Londynie wydawała panoramę polskich firm o nazwie Polish Pages UK.
Czy te publikacje ukazują się do dziś?
Tak, ale nie są już przez nas wydawane. Obie zostały sprzedane.
Jaki jest profil Białego Orła i kim są jego odbiorcy?
W gazecie znajdują się takie działy jak: wiadomości z Polski, turystyka, publicystyka, kultura. Ale główną i zarazem najważniejsza częścią gazety są lokalne wiadomości polonijne. To jest i zawsze było naszym głównym celem. Na wielu rynkach nadal jesteśmy jedynym polonijnym medium, więc naszymi odbiorcami można powiedzieć jest cała Polonia. Kilka lat temu przeprowadzaliśmy badania statystyczne odnośnie czytelnictwa gazety i potwierdziły one nasze obserwacje, że profil naszego czytelnika jest zróżnicowany.
Jak przez te ostatnie 10 lat zmienił się rynek polonijny w USA?
Zmienił się, ale nie powiedziałbym, że się skurczył. Zmiany demograficzne w każdym mieście odbywają się cały czas, Polacy się przemieszczają, tradycyjne skupiska Polonii przestają istnieć, czasem powstają nowe. Na pewno jakaś część Polaków wróciła do kraju w przeciągu ostatnich 10 lat, ale przyjechali nowi. Rynek jak każdy, zmienia się nieustannie, trzeba go śledzić, nadążać za nim, aby być konkurencyjnym. W Bostonie na pograniczu południowego Bostonu i Dorchester mieszkali kiedyś sami Polacy. Dziś nie ma po nich śladu. Ale Polska nadal tętni życiem, tworzą ją dziś polskie biznesy, sklepy, biura, polska restauracja, szkoła, kościół i ci Polacy, którzy dziś mieszkają poza granicami miasta nadal tu przyjeżdżają, utrzymują tę polską dzielnicę, co powoduje, że życie polonijne tkwi tutaj jak zawsze. W Webster, w środkowej części Massachusetts, tylko w zeszłym roku otworzyły się dwa nowe polskie sklepy. Polska dzielnica w New Britain w stanie Connecticut dziś nazywa się “Mała Polską”, a na odremontowanej ulicy mieszczą się dziś eleganckie polskie restauracje i polskie supermarkety. To zawsze było sercem Polonii w Connecticut, ale nie na taką skalę jak dziś. Greenpoint w Nowym Jorku też się zmienia, ale powstały nowe polskie dzielnice na Maspeth i Rodgewood. Tu chodzi o nadążenie za tymi zmianami, nadążenie za Polonią i dotarciem do czytelnika.
Jakie są Twoje najmilsze wspomnienia z ostatnich 10 lat pracy redaktorskiej?
Jest ich bardzo dużo. W zeszłym roku zostałem zaproszony na inauguracyjny lot Dreamlinera z polskimi barwami z fabryki Boeinga do Warszawy. To była fantastycznie zorganizowana impreza, która trwała 6 dni, pełna niepowtarzalnych wrażeń. Rok wcześniej uczestniczyłem w Izraelu w zjeździe SPATY – organizacji, która zrzesza polskie biura podroży. Uczestników zjazdu gościła w swojej rezydencji w Tel Avivie była Ambasador RP Agnieszka Magdziak. Kilka lat wcześniej miałem zaszczyt uczestniczyć w delegacji w Niemczech i w Polsce zorganizowanej dla etnicznych mediów przez niemieckie linie lotnicze Lufthansa. Ale to, co najbardziej zapisało się w mojej pamięci to dzień, w którym odbywało się referendum odnośnie przyjęcia Polski do Unii Europejskiej. Rano tego dnia, dostałem telefon z konsulatu RP, żeby gazeta zjawiła się popołudniem na ogłoszenie wyników referendum. To było około dwóch lat po założeniu gazety. To zaproszenie do konsulatu na tak ważne wydarzanie uświadomiło mi, że naprawdę zaistnieliśmy jako gazeta. Ale nie ukrywam, że w ciągu ostatnich 10 lat były też trudne chwile. Gazeta jest bezpłatna, a wszelkie zachwiania na rynku odbijają się na ilości reklam I sponsorów.
No właśnie, jak odbiła się na was recesja ekonomiczna?
Odbiła się na nas tak, jak na większości przedsiębiorstw. Recesja dość poważnie dotknęła branże nieruchomości i pożyczek, a to zawsze było naszym największym źródłem reklamodawców. Tak jak wiele firm, musieliśmy podjąć decyzje, które zapewniły nam przetrwanie kryzysu. W naszym przypadku była to konsolidacja wydań. Kiedyś w Nowym Jorku, New Jersey i w Pensylwanii ukazywały się lokalne wydania gazety. Dziś na tym rynku ukazuje się jedno wydanie, które pokrywa ten sam obszar geograficzny. Ekonomia pomału się odbija, zaczynamy widzieć ruch w branżach związanych z nieruchomościami i pożyczkami. Może nie funkcjonuje to tak, jak jakieś pięć lat temu, ale myślę, że najgorsze za nami.
Branża medialna też się zmienia, w szczególności jeśli chodzi o gazety drukowane. Czy to wpływa na zapotrzebowanie na wasze pismo?
Nie do końca. Jesteśmy tak specyficznym pismem, pismem etnicznym, że trendy, które dotyczą angielskojęzycznych gazet nas omijają. Ponadto gazeta jest bezpłatna. Zapotrzebowanie cały czas wzrasta. Może nie każdy kupi dziś pismo kolorowe z Polski na kredowym papierze, ale po bezpłatną gazetę każdy sięgnie. Sygnały z punktów, gdzie kolportujemy gazetę są pozytywne i to zapotrzebowanie cały czas rośnie. Są punkty, gdzie w ciągu kilku dni rozchodzi się 300 gazet.
Jakie macie plany na przyszłość?
Jeszcze przed końcem tego roku ruszy portal Białego Orła – gazeta będzie dostępna w Internecie. Oczywiście gazeta drukowana będzie ukazywać się bez zmian. Nad tym projektem pracujemy od kilku lat i jesteśmy zadowoleni ze skutków naszej pracy. Portal będzie zawierał nie tylko artykuły i ogłoszenia z gazety, ale przede wszystkim będzie interaktywny. Użytkownicy będą mogli komentować artykuły, umieszczać swoje zdjęcia bądź własne ogłoszenia, a całość będzie zintegrowana z mediami socjalnymi jak Facebook, Twitter oraz Flickr. Oczywiście tu też chodzi o frekwencję. Obecnie wszystkie wydania Białego Orła ukazują się co dwa tygodnie, natomiast wersja internetowa będzie miała swój własny profil i będzie źródłem codziennych, bieżących informacji. Pozwoli nam to na częstszy kontakt z naszymi czytelnikami, a zarazem dotrzeć do grupy odbiorców, która nie ma dostępu do gazety. Portal, podobnie jak gazeta, funkcjonować będzie w oparciu na informacjach lokalnych, Został zbudowany z podziałem na stany gdzie wyświetlać się będą lokalne informacje. Jesteśmy też w tracie negocjacji z Polską Agencją Prasową i myślę, że jeszcze przed końcem roku podpiszemy umowę. Korzystanie z informacji agencyjnych pomoże nam być źródłem bardziej bieżących informacji, a dzisiejszy odbiorca tego oczekuje. Uruchomienie portalu będzie początkiem nowego rozdziału w historii Białego Orła.
Życzymy, aby ten nowy rozdział był równie owocny jak ostatnie 10 lat.
Źródło Biały Orzeł
Komentarze
Artykuł przeczytało 2 180 Czytelników