Polsce emigranci mieszkający w różnych krajach Europy Zachodniej narzekają, że święta Bożego Narodzenia całkiem zostały już zlaicyzowane, stając się po prostu imprezą komercyjną jak Halloween czy Walentynki. Święta we Włoszech podobnie, jak w Polsce święta są na szczęście jeszcze naprawdę <święte> i bardzo rodzinne – uważają nasi czytelnicy. Polskie i włoskie tradycje bożonarodzeniowe nie są wcale tak rozbieżne, jak niektórzy przypuszczają – dodają inni bohaterowie naszej rozmowy.
– W Londynie już nawet samo słowo „Christmas” odeszło do lamusa – mówi Gosia. Podobno bierze się to z chęci bycia poprawnymi politycznie w tej wielomilionowej metropolii, zamieszkiwanej przez ludzi z najróżniejszych zakątków świata i wyznających odmienne religie od chrześcijańskiej. Cztery lata temu byłam na wymianie studenckiej w stolicy Wielkiej Brytanii, tam też poznałam Alessandro, który jest rodowitym rzymianinem i którego wkrótce poślubię. W Londynie można powiedzieć, że świętuje się „zimę”. Już nie koncerty bożonarodzeniowe, ale „winter” festiwale są na topie. Wprawdzie samej Wigilii nie spędziłam na Wyspach, ale do 23 grudnia nie uświadczyłam w tym mieście żadnej aury świąt Narodzin Boga.
Sądziłam, iż podobnie sytuacja wygląda w całej Europie Zachodniej, tym większe było moje zaskoczenie, kiedy trzy lata temu, spędzając święta z Alessandro u jego rodziny odkryłam, że Włosi równie pieczołowicie, co Polacy kultywują tradycje i pilnują, aby były to Święta w pełnym znaczeniu tego słowa. Dopóki nie przyjechałam do Rzymu sądziłam, iż nasze polskie Boże Narodzenie jest najpiękniejsze i najbardziej podniosłe, jednak dziś muszę przyznać, iż Włosi pod niektórymi względami nawet nas prześcigają.
Zacznę od tego, iż szalenie podoba mi się to, iż tutaj najważniejszym symbolem nie jest choinka czy Mikołaj, ale szopka. W domu Alessandro szopka zajmuje sporą część salonu. Na olbrzymim stole, który specjalnie na święta przynoszony jest z piwnicy praktycznie co roku od nowa budowana jest stajenka betlejemska, z masą figurek, efektów specjalnych (światełka, woda, sianko, mech). Ta szopka jest tak wielka, jak te które my spotykamy w Polsce tylko w kościołach! Takie szopki z prawdziwego zdarzenia spotkałam też w różnych biurach, przy wejściu do firm , instytucji., a nawet szpitali. Byłam naprawdę w szoku! – opowiada Gosia. Podobnie jak w Polsce Wigilia to uroczysta kolacja, na którą zjeżdża się cała bliższa i dalsza rodzina. Nie ma sianka pod obrusem, opłatka i ustalonej liczby potraw, ale wszystkie dania są postne, na bazie ryb, owoców morza i warzyw, rygorystycznie przygotowywane według najstarszych rodzinnych przepisów.
O godzinie 24.00 cała rodzina idzie na Pasterkę. Dowiedziałam się od mojego chłopaka, że oczywiście, są też Włosi, którzy nie obchodzą świąt, bo po prostu nie są osobami wierzącymi i zwykle wykorzystają te dni wolne od pracy, żeby wyjechać na zagraniczną wycieczkę, jednak istnieje też mnóstwo rodzin, tzw. „nie praktykujących”, które jednak dbają, aby Natale było okresem spotkań w gronie rodzinny i raczej nikomu nie przychodzi do głowy, żeby wyłamać się z tradycji wspólnej kolacji 24 grudnia i obiadu u rodziców dzień później.
W rodzinie mojego narzeczonego prezentów nie kładzie się pod choinką (może dlatego, że jest ona maleńka, bo ważniejsza jest szopka), ale wręcza osobiście podczas obiadu 25 grudnia. Bardzo, ale to bardzo spodobał mi się fakt, że Włosi nie dali się jeszcze zwariować przez telewizję i reklamy i optują za upominkami, które często wykonują własnoręcznie. Podam przykład: moja przyszła teściowa lubi haftować i szydełkować i po prostu kobiety w rodzinie obdarowuje unikatowymi cudami, która sama zrobiła. Ja otrzymałam np. piękne, szydełkowane kolczyki. Z kolei mężczyźni otrzymali w fikuśnych buteleczkach wino i nalewki, które robi ojciec Alessandro. Kupione prezenty w sumie otrzymały tylko dzieciaki: wiadomo, wymarzone zabawki. Tak mi się ta tradycja obdarowywania bliskich rękodziełem spodobała, że postanowiłam przenieść ją do mojego rodzinnego Krakowa. W ubiegłym roku „ćwiczyłam” robienie upominków z masy solnej, które wszystkim bardzo się spodobały (głównie sympatyczne aniołki do powiedzenia i breloczki).
Alessandro z kolei spędził święta w moim rodzinnym domu w ubiegłym roku. Bardzo spodobała mu się tradycja dzielenia się opłatkiem oraz kolędowanie. Zachwycony był też aurą Świąt Bożego Narodzenia w całym mieście oraz programem telewizyjnym… uwzględniającym filmy religijne, albo w każdym razie z jakimś świątecznym przesłaniem i koncerty kolęd.
W tym roku po raz drugi spędzę święta w Rzymie. Już teraz ustaliliśmy, że będą one z polskim akcentem. Będzie opłatek w Wigilię, który jak się dowiedziałam można otrzymać w polskim kościele.
Barbara i Andrzej są małżeństwem od 30 lat, od 20 mieszkają we Włoszech, niedaleko Mediolanu. – Nie mamy już bliskich krewnych w Polsce, toteż święta spędzamy w Italii z naszymi polskim i włoskimi przyjaciółmi. Od lat Wigilia obowiązkowo odbywa się w naszym domu, zgodnie z wszystkimi tradycjami, z kolędowaniem włącznie. Nawet 15 lat temu, kiedy jeszcze nie było sklepów polskich nie miałam większego problemu ze znalezieniem potrzebnych mi produktów spożywczych. Po prostu zamawiałam co trzeba w Polsce przez znajomych i przyjeżdżały paczką autobusem.
Zapytani o to, czy uważają, iż obumierają tradycje bożonarodzeniowe we Włoszech, w Polsce i wśród Polonii włoskiej odpowiedzieli: – W całej Europie chyba dostrzegamy kryzys rodziny, które rozpadają się często już po kilku latach małżeństwa, a przecież to właśnie rodzina jest naturalnym kustoszem wartości przekazywanych z pokolenia na pokolenie. My obchodzimy święta tak, jak obchodzili je nasi rodzice i dziadkowie, ale jako, że jesteśmy bezdzietni razem z nami umrą, m.in. kresowe tradycje świętowania, które pielęgnowała mama Barbary – mówi Andrzej.
– Z tego co piszą młodzi ludzie w internecie wynika, że konieczność obchodzenia Bożego Narodzenia jest dla wielu z nich udręką, bo muszą w tym okresie zasiąść przy stole z krewnymi, którymi na co dzień nie mają praktycznie kontaktu, którzy są im właściwe obcy – dodaje Barbra. – Nikogo nie oceniamy, bo sam mieliśmy moment w naszym życiu, kiedy spędziliśmy święta przed telewizorem – mówią. – Mieliśmy w jednym roku poważny kryzys małżeński i na kilka miesięcy zamieszkaliśmy oddzielnie. Ostatnia rzecz na jaką miałem wówczas ochotę było oglądanie kogokolwiek, podzielenie się opłatkiem, ubieranie choinki, o pójściu do kościoła nie wspominając. Przyznam otwarcie: przez trzy dni siedziałem zamknięty w domu, piłem winko, oglądałem filmy i wydawało mi się, że jestem <szczęśliwy>, bo mam wreszcie święty spokój i niczego . Jednak bez względu na to czy jesteśmy wierzący czy też nie Święta, pojmowane jako szczególny czas, w którym celebrujemy każdą minutę i więzi z naszymi bliskimi są potrzebne każdemu człowiekowi. Jaki sens ma życie, kiedy wszystko sprowadzimy do codzienności, pracy i bieganiny? – przekonuje Andrzej.
Sądząc po liczbie spotkań opłatkowych, przedstawień jasełkowych, które organizuje również w tym roku Polonia włoska (link) w całym kraju nasze rodzime i rodzinne tradycje trzymają się jeszcze bardzo mocno i nie grozi im, że przejdą do lamusa.
Danuta Wojtaszczyk / Nasz Świat
Komentarze
Artykuł przeczytało 2 005 Czytelników