Chciałem zacząć od czegoś pozytywnego i ciekawego z punktu widzenia kogoś, kto od 36 lat mieszka poza Polską (w tym większość czasu w Hamburgu), a tutaj dopadła mnie szara rzeczywistość. Na pierwszej stronie tutejszego regionalnego dziennika zauważyłem nagłówek: „Skradziony w Hamburgu – zatrzymany krótko przed granicą z Polską”. O tej sprawie czytałem już wcześniej, jako o zuchwałej kradzieży na światłach (po prostu kazano kobiecie wysiąść z jej samochodu i odjechano) i naturalnie od razu pomyślałem: „czy to nie znowu Polacy?”, ale tym razem w artykule ani słowem nie wspomniano o narodowości tych „fachowców”, więc pomyślałem, że chyba jednak nie. Niestety, zatrzymany kierowca okazał się być znowu Polakiem.
Piszę o tym, ponieważ jest to pewien problem dla nas, mieszkających tu i pracujących uczciwie ludzi z Polski i od dłuższego czasu nie dziwi mnie już, często jednostronna, opinia Niemców o Polakach. Dlatego cieszy każda wiadomość o sukcesie Polaków w Hamburgu lub w Polsce. Taka jak np. o wręczeniu prestiżowej nagrody Jazzowej dla mieszkającego od wielu lat w Hamburgu Władysława „Adzika” Sendeckiego, co przekazały od razu miejscowa telewizja, radio i prasa. Jest on szanowanym i docenianym tu muzykiem i kompozytorem i nie ukrywa swojego kraju pochodzenia, jak to czasem się też zdarza innym. Jest to akurat problem ogólnoniemiecki, gdyż nie ma w ostatnich dziesięcioleciach drugiego takiego kraju na świecie, który by przyjął tylu ludzi z Polski (tylko w Hamburgu jest ich ok. 100 tysięcy) a jednocześnie ich stopień zorganizowania i tożsamości nie jest zbyt wysoki. Powodem jest przede wszystkim duży udział w tej liczbie tzw. „późnych przesiedleńców”, którzy zadeklarowali przy przyjeździe narodowość niemiecką i nie bardzo wiedzą, czy można też powoływać się na Polskość. Od ponad 20 lat otwarta jest też granica z Polską, co nie wpływa dodatnio na wszelkiego rodzaju działalność społeczną, no i oczywiście nikt nie chce się tu za bardzo obnosić ze swoją Polskością, skoro przyjechano tutaj przede wszystkim w celach zarobkowych a emigracja polityczna już nie istnieje. Polacy, w przeciwieństwie do innych narodowości, raczej się dobrze integrują (nie mylić z asymilacją) i chcą spokojnie żyć i pracować.
Teraz mogę już przejść do tego, co chciałem napisać na wstępie, czyli jak to się tutaj w tym Hamburgu żyje, pracuje i odpoczywa. Czy jest inaczej niż w Berlinie, Monachium i innych niemieckich miastach, trudno mi powiedzieć, bo tam dłużej nie mieszkałem. Mogę najwyżej porównać z Londynem, choć było to dawno, kiedy w Polsce był jeszcze stan wojenny. Może po przeczytaniu tego, ktoś z tych innych miast napisze, co u niego jest inaczej, gorzej, lepiej…
Rodowici mieszkańcy Hamburga uważani są za uosobienie spokoju i solidności z domieszką angielskiej flegmy i zamiłowania do charakterystycznego wyspiarskiego stylu w architekturze. Jest to oczywiście, jak zawsze, pewien stereotyp, ale coś z prawdy może w tym jest. Z osobistego doświadczenia, mogę potwierdzić, że mimo swoistej rezerwy w obcowaniu z innymi, Hamburczycy są narodem otwartym i pomocnym, mającym przy tym osobliwe poczucie humoru, prawie jak wyśmiewani przez nich Wschodni Fryzowie, lecz niezupełnie tak oszczędni i surrealistyczni. Hamburg jest też miastem bogatym (port, stocznie, media), lecz nierzucającym się tym bogactwem w oczy, tak jak lubią to często robić np. Berlińczycy czy Monachijczycy. To wszystko w połączeniu z niezwykłą ilością zieleni na terenie miasta i okolic, tworzy miejsce, które jest przyjaznym dla chcących tu żyć. Jest miastem tolerancji, co przejawia się choćby tym, że na ulicy można usłyszeć chyba wszystkie języki świata (i to nie turyści) a różnorodność restauracji jest jedną z największych na świecie. Do tych światowych rekordów dodam od razu największą liczbę konsulatów, mostów i największy na świecie cmentarz-park Ohlsdorf (moja żona zaraz tu mnie pyta, czy byłem kiedyś w Krużewnikach – ale to wszystko prawda). Praca powinna tu się więc znaleźć a wypocząć też jest gdzie. Z tego, co słyszę, najbardziej poszukiwani są lekarze, pielęgniarki, osoby do opieki, budowlańcy no i oczywiście wysoko wyspecjalizowani inżynierowie i programiści, których poszukuje m.in. firma Airbus, przeprowadzająca tutaj końcowy montaż tych samolotów. Przy mniej skomplikowanych pracach wystarczy pewna znajomość angielskiego i/lub niemieckiego, ale już na wyższych stanowiskach trzeba oczywiście dobrze znać niemiecki. Pracę najlepiej załatwiać sobie już w Polsce (np. drogą korespondencji mailowej) i bez żadnych „uczynnych” pośredników, ewentualnie z pomocą urzędu pracy. Należy też zawsze koniecznie uwzględnić koszt wynajęcia mieszkania, który nie jest niski – minimum 500 EUR miesięcznie.
Raju na świecie nie ma, więc na pewno można spotkać się też z różnymi trudnościami i każdy, kto chce z Polski wyjechać w poszukiwaniu pracy, musi sam zadecydować, który kraj najbardziej mu pasuje. Proszę nie zrozumieć więc mojego artykułu jako agitacji na rzecz przyjazdu do Hamburga, lecz potraktować go informacyjnie. Dotyczy to również turystów, bo tacy też się z pewnością znajdą. Hamburg jest przyjazny dla rowerzystów (liczne punkty wynajmu rowerów – potrzebna karta kredytowa, do pół godziny za darmo) a w wielu hotelach i kawiarniach dostępne są darmowe łącza WiFi. Po przyjeździe warto może zajrzeć na główny dworzec autobusowy, gdzie można po polsku uzyskać różne potrzebne informacje. Tradycyjnie rodacy udają się też do polskiego kościoła p.w. Św. Józefa przy ulicy Grosse Freiheit w dzielnicy rozrywki St. Pauli, gdzie to zaraz obok w Star Club karierę rozpoczynali Beatlesi. Na końcu tej ulicy, na „Beatles Platz”, stoi od niedawna ich pomnik ukazujący sylwetki tych sławnych muzyków. Czasy się zmieniły i teraz nie trzeba już przyjeżdżać na „Zachód” na koncerty słynnych zespołów, które występują zarówno w Hamburgu, jak i w Polsce (dzięki strukturze federalistycznej w Niemczech nie trzeba, tak jak w Polsce, na dobre koncerty jeździć do stolicy).
Polskim akcentem było też niedawno przypłynięcie na kolejne Urodziny Portu „Daru Młodzieży”, który mogło w tym roku zobaczyć ponad 1,5 miliona odwiedzających – niestety zabrakło odpowiedniego PR i nie dosyć, że mimo informacji przy trapie, iż wstęp jest wolny, dopiero po wejściu na pokład, po odstaniu w kolejce około 20 minut, pobierano opłatę 3,- EUR od osoby, to potem nikt nie zajmował się zwiedzającymi – może też przez to, że nikt z załogi nie znał języka niemieckiego .
Za kilka miesięcy z kolei „Harley Days” z tradycyjną paradą tych motocykli przez miasto, po wspólnej mszy motocyklistów w kościele św. Michała. Na pewno przyjadą też Harleyowcy z Polski.
Myślę, że na początek tyle wystarczy. O Hamburgu i jego ciekawostkach (również tych związanych z Polską i Polakami), można pisać dużo, więc w razie potrzeby może wkrótce być więcej a zainteresowanych szczególnymi tematami zachęcam do komentarzy i wpisów na blogu.
Arkadiusz B. Kulaszewski
/od 1997 r. Prezes Związku Dziennikarzy Polskich w Niemczech T.Z./
Komentarze
Artykuł przeczytało 3 041 Czytelników