Lubię Dzień Kobiet. Może dlatego, że lubię tulipany, lubię żonkile, lubię żółty kolor, słoneczko, ciepełko promieni. Mam miłe wspomnienia. Lubię spotkać się przy kawie, przy ciasteczku, porozmawiać, posłuchać innych, zadumać się nad ulotnością życia.
W tym roku było kilka okazji, żeby usłyszeć dużo miłych, ciepłych słów o Szanownych Paniach, Miłych Damach, Kochanych Żonach, Piastunkach Ogniska Domowego, Sumiennych Urzędniczkach, Niezawodnych Pracowniczkach, Wspaniałych Artystkach.
Należę do organizacji polonijnej, która powstała krótko po zjednoczeniu Niemiec. Wszyscy członkowie mieszkają we wschodnich dzielnicach Berlina. Mamy podobne doświadczenia życiowe, wspólne przejścia, wesołe wspomnienia i nieraz smutne przeżycia. Ale spotykamy sie regularnie, żeby pogadać, powspominać, ponarzekać, pomóc sobie, wspólnie spędzić czas, zorganizować jakiś wypad, spróbować smakołyków przygotowanych przez członków organizacji (Panowie są pod tym względem równie zdolni jak Panie), razem obchodzić imieniny, urodziny, święta. Nieraz dołączają do nas mężowie, żony, dzieci. Ale nie zawsze i uważamy, że to też jest przyjemne i sympatyczne spotkać się w gronie innym niż rodzina. Dzięki temu podwójnie delektujemy się rodzinnymi imprezami. Z czasem kogoś ubywa, to jest przykre, ale jednocześnie uświadamia nam, że było miło, było serdecznie i trzeba to pielęgnować i korzystać z tych wspólnie spędzonych godzin. Fajnie jest porozmawiać po polsku, pośmiać się z tego, w jaki sposób dzieci i wnuki używają polskiego słownictwa, jak wykorzystują znajomość języka polskiego w swoim życiu prywatnym i zawodowym.
Przez długie lata miejscem naszych spotkań była siedziba Serbołużyczan, gdzie podnajmowaliśmy salę. Niestety pomieszczenie zostało zamknięte i spotykaliśmy się w różnych innych miejscach, co było dość uciążliwe. Ale trzeba sobie jakoś radzić, nie takie bywały przeszkody. Myślimy pozytywnie i nastawieni jesteśmy optymistycznie.
Pewnego dnia moja sąsiadka Rosjanka zapytała mnie, czy nie chciałabym przyjść na spotkanie do klubu, gdzie spotykają się kobiety z różnych krajów. Znajduje się blisko mojego miejsca zamieszkania. Moja sąsiadka świetnie robi na drutach, więc poszłam z nią na kurs robótek ręcznych. Zdążyłam zniszczyć trochę wełny, bo moje zdolności w tej dziedzinie są bardzo mierne. Panie szybko zorientowały się, że żadnego rękodzieła nie stworzę. Ale chętnie słuchały moich informacji o imprezach kulturalnych w Berlinie, o filmach, które widziałam, o muzeach, które zwiedziłam. Zainteresowane były wiadomościami o Polsce, ciekawymi miejscami turystycznymi blisko granicy polsko-niemieckiej. Ja często jeżdżę nad polski Bałtyk, więc służyłam im informacjami o moich ulubionych miejscowościach nadmorskich. Opowiadałam o Warszawie. Przynosiłam informatory, mapki, zdjęcia.
Do klubu uczęszczają osoby z Rosji, Wietnamu, Bośni, teraz też z Syrii. Organizowane są imprezy dla dorosłych, dla dzieci, dla osób starszych. Od kiedy w klubie pracuje moja znajoma – Polka, intensywniej zaczęłam śledzić program klubu. Prowadzone tu są kursy językowe, istnieje kółko taneczne, chór dla seniorów, udzielane są porady prawne. Pomieszczenia nie są zbyt duże, ale na coroczne bale wiosenne przychodzi sporo osób – całe rodziny, sąsiedzi, okoliczni mieszkańcy. Przy ładnej pogodzie można wykorzystać przylegający do budynku ogródek.
Kiedy więc zobaczyłam zaproszenie na „Śniadanie dla Pań“ zadzwoniłam do koleżanek z naszej organizacji i spędziłyśmy kolejną udaną imprezę z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet. A było bardzo międzynarodowo – zarówno pod względem języka jak i przygotowanych potraw i napojów. Atmosfera była miła, tematów do rozmów bardzo wiele.
Może raz w miesiącu członkowie naszej organizacji polonijnej bedą mogli spotykać się pod dachem tej inicjatywy społecznej. Podjęłam już rozmowy i myślę, że z pozytywnym skutkiem.
Dobrze, że obchodzony jest Dzień Kobiet.
Dzisiaj znów mamy okazję kolejny raz spotkać się w gronie miłych Pań i spędzić przyjemne chwile. Panowie zapewne postarali się, żeby była to miła sobota. Nie zawiodłam się!
Zaniosłam moją żółtą prymulkę do domu i postawiłam na widocznym miejscu. Wspaniała, bo polska. Pan Ferdynand Domaradzki, przewodniczący Polskiej Rady w Berlinie zaznaczył na spotkaniu z okazji Dnia Kobiet, że kwiatki są towarem importowanym z Polski. Miły przypadek, a informacja wywołała salwę braw na wypełnionej po brzegi sali w Hermann-Ehlers-Haus w Alt Wittenau. Prawie same Panie, bo to impreza na naszą cześć. Ach, jak przyjemnie … Ciepłe słówka, romantyczne wierszyki, ukłony w stronę Pań, życzenia. Panowie się napracowali, żeby nam Paniom umilić ten wieczór. Dwoili się i troili przy nalewaniu kawy i wina.
A Panie po oficjalnym programie rozmawiały w grupkach na najróżniejsze tematy. Stawiały pytania panu Konsulowi, który cierpliwie słuchał i odpowiadał.
Niektóre Panie chwaliły się, że wybrały odpowiedni strój na tę bardzo kobiecą imprezę – czerwoną sukienkę. Ten kolor sukienki sugerowała pani Maja Niestrój (Santi) w swoim wystąpieniu. Sama zaprezentowała, jakie wrażenie wywołuje czerwona sukienka i jaki wpływ ma na samopoczucie Kobiety.
Wyjaśniała, jak Kobieta ma zmienić najpierw siebie, podnieść swoją samoocenę, aby potem oczarować również innych (zwłaszcza płeć przeciwną). Niektórzy Panowie nie wytrzymali napięcia i opuścili salę.
Na sali na pewno była duża grupa Pań, które wyszły za mąż za Niemców. O doświadczeniach żony Polki usłyszałyśmy od pani Krystyny Sar, autorki książek „W młodych latach“ i „Coraz mniej serca“. Przeczytane fragmenty skłaniały zapewne do osobistych przemyśleń.
Przed sceną umieszczone kolaże pani Barbary Jolanty Koniecznej cieszyły oko i stanowiły ciepły i nastrojowy wystrój pomieszczenia. Historia jednej z prac – rzeźby Wenus, uratowanej z willi Józefa Kosteckiego, a dzisiaj zapomnianej i stojącej w ukryciu – była jednocześnie wzruszająca i optymistyczna. Wenus pani Koniecznej została przez nią uwieczniona i może wędrować po wielu wystawach.
Pięknym uzupełnieniem dla wszystkich zmysłów był występ niedawno powstałego zespołu muzycznego „FivePlus“ . Znane polskie przeboje w wykonaniu artystów nie pozwalały spokojnie siedzieć na krzesłach.
To miłe spotkanie było też okazją, żeby zareklamować działalność polonijną w różnych sferach życia Berlina. Ulotki informowały o polskiej restauracji Kornelia, o wielkim jubileuszowym koncercie 60 – lecia Piwnicy pod Baranami, o koncercie piosenek Kabaretu Starszych Panów, o koncercie w Radialsystem, o Polonijnym Rajdzie Pieszym.
Panie otrzymały w upominku kupon dla dwóch osób w cenie jednego biletu na wstęp do biosfery w Poczdamie.
Już tych kilka przykładów wskazuje na różnorodność i szeroki zakres działalności polonijnej. Za nią kryją się ludzie, ich zapał, ich twórczość, ich czas, ich zaangażowanie.
Wszystkim, którzy umilili nam wieczór, tym ze sceny i tym poza sceną, bardzo dziękuję w imieniu Pań.
Gośka
Komentarze
Artykuł przeczytało 1 765 Czytelników