Otwórz szeroko oczy i rozejrzyj się czy ktoś nie potrzebuje trochę czasu, trochę uwagi. Może jest to człowiek samotny albo zgorzkniały, albo chory, albo niedołężny. Może starzec, a może dziecko. Nie pomiń okazji, gdy możesz coś z siebie ludziom ofiarować jako człowiek.
Albert Schweitzer
Poślizgnęłam się w pierwszy dzień największej ślizgawicy, jakiej Berlin dawno nie widział. Upadłam na oblodzonym chodniku, na plecy w błyskawicznym tempie, że nie zdążyłam zrobić żadnego ruchu obronnego. Po prostu, w kilka sekund wyłożyłam się na plecach, jak długa i szeroka. Głową walnęłam o zlodowaciały kant chodnika, w głowie mi zawirowało, ale na szczęście miałam założoną grubą czapkę (rzadko noszę) oraz kaptur od płaszcza. W oczach na moment straciłam ostrość widzenia, pojawił się na krótko mglisty widok. Uznałam, że trzeba się wygramolić z tego miejsca. Chciałam się podnieść, majtałam nogami, rękami i jakoś dziwnie ciężko było wstać z pozycji leżącej na śliskiej powierzchni. Mój upadek zauważył młody chłopak w wieku 9/10 lat, widział, że nie potrafię stanąć na nogi o własnych siłach, więc podszedł bliżej do mnie. Pomyślałam sobie, że będzie go bawiła sytuacja, kiedy nieporadnie usiłowałam się podnieść.Nic bardziej mylnego. Chłopak z zatroskaną miną zapytał, czy potrzebuję pomocy, czy ma zadzwonić na Pierwszą Pomoc? Powiedziałam, że chwilę poczekam, ale raczej nie, bo akurat w tym momencie udało mi się wstać. Jeszcze chwile pobył przy mnie, jakby chciał się upewnić, czy na pewno dam radę sama iść. Podziękowałam mu za chęć pomocy, ale on się tylko uśmiechnął i poszedł w swoją stronę (niedaleko jest szkoła). Reakcja chłopca bardzo mnie wzruszyła, człowiekowi aż ciepło się zrobiło na sercu, że oto nikt inny nie zaoferował pomocy, tylko ten młody empatyczny człowiek. Myślę, że pewnie nauczyciele w szkole edukują, rodzice w domu również uczą zdolności do współodczuwania emocji innych. Piękna postawa, brawo młody człowieku!
Jednak człowiek nie zawsze jest gotowy na reakcje, zwłaszcza agresywne. Moja sąsiadka ma utrapienie z awanturniczą rodziną, która często słyszy przez ścianę krzyki, trzaskanie drzwiami, aż cały dom się trzęsie, szczególnie kobieta wrzeszczy wniebogłosy, jakby fizycznie była katowana. Sąsiadka się nie certoli, dzwoni na policję, która w miarę szybko się pojawia. Ponieważ w takiej sytuacji nie da się spać, obserwuje z góry interwencję policji. Najczęściej przyjeżdżają 3 wozy policyjne, co mnie nieco zaskakuje. Okazuje się, że prawie zawsze przyjeżdża kilka wozów po to, by zostały rozstawione wokół budynku tak, ażeby uciekający awanturnik od razu wzięty został za fraki. Oczywiście do protokołu policyjnego potwierdzam zasadność wzywania Policji, co też chętnie czynię. Co prawda, to prawda, nie można udawać, że się nie widzi, nie słyszy.
Na szczęście nie przytrafiają mi się aż tak drastyczne przypadki, żebym musiała interweniować lub wykazać się odwagą cywilną.
Choć nie… ostatnio zdarzyło mi się pomóc radą, która okazała się skuteczna (ludzie nie zawsze chętnie słuchają rad, a co dopiero się do nich stosują). Ze mną jest odwrotnie, sprawdzam wszystko, co ktoś mi poradzi, dla (ewentualnych) własnych potrzeb. Niejedna rada mnie uratowała przed nieszczęściem lub ulżyła w ryzykownej decyzji czy niezdecydowaniu.
Otóż, zadzwoniła do mnie znajoma z informacją, że musi odmówić wspólne wyjście na wydarzenie w czeskiej Ambasadzie, bo źle się czuje, ma zawroty głowy, bardzo wysokie ciśnienie i zostaje dzisiaj w łóżku – oznajmiła. Informacja była bardzo zaniepokoiła, wysokie ciśnienie, ból głowy… Skąd ja to znam?
– Oj, to bardzo niebezpieczne symptomy, jak wysokie masz ciśnienie? – pytam.
– 200! – odpowiada (pierwszą liczbę pamiętam, pozostałych nie).
– Musisz natychmiast dzwonić na pogotowie! – przekonuję.
– Poczekam trochę!
– Nie, nie możesz czekać, zmierz ciśnienie jeszcze raz i jeżeli nadal będzie wysokie, natychmiast dzwoń na pogotowie i powoli zaczynaj przygotowywać się do pójścia do szpitala – mówiłam zdecydowanym głosem.
Przekonywałam, by nie zwlekała z decyzją, ponieważ wiem od lekarzy, przy jakim ciśnieniu trzeba szukać fachowej pomocy. Opowiedziałam koleżance o moim niedawnym przypadku, kiedy ciśnienie z godziny na godzinę skakało coraz wyżej i w krótkim odstępie czasu osiągnęło 195/ 90. Nie miałam innego wyboru, jak tylko zadzwonić na pogotowie z zapytaniem, co robić?
– Wysyłamy karetkę do Pani – usłyszałam w słuchawce
Karetka w miarę szybko przyjechała, od razu dostałam dwa zastrzyki, sanitariusze pobrali krew i zawieźli na pogotowie ratunkowe. Tam długo stabilizowano mi ciśnienie, dopiero po 8 godzinach pobytu na pogotowiu wyszłam z diagnozą hypertensive entgleisung , co oznacza wykolejenie ciśnieniowe.
Tym przykładem przekonałam koleżankę, że musi natychmiast wezwać karetkę. I tak też zrobiła, na całe szczęście. U niej diagnoza była taka sama, jak u mnie, z tym… że jej groził zawał.
A zatem: zawsze warto reagować, nie bądźmy obojętni, daj tyle pomocy, ile w danej chwili możesz!
Komentarze
Artykuł przeczytało 359 Czytelników