Póki jeszcze starcza sił raz do roku odwiedzam rodzinne strony, ażeby zaspokoić niedobór w obcowaniu z bliskimi memu sercu osobami.
Wprawdzie wszyscy domownicy mocno byli zapracowani znajdowali jednak dla mnie czas na wspólne rozmowy, biesiadowanie czy krótkie wypady w plener.
Nie inaczej było tego lata 2017 roku.
Nostalgiczna podróż do Polski wiąże się zawsze z wcześniej przygotowanym planem, gdzie oprócz odwiedzin syna, wnuków, znajomych w Opolu, wyjeżdżam do brata i dalszej rodziny do Krynicy. W drodze powrotnej ponownie zahaczam o Opole, chodząc namiętnie do kina, uczestnicząc w wydarzeniach kulturalnych, jak choćby wystawa berlińskiego artysty Waldemara Kremsera „Opolskie białe złoto” (mowa o cementowaniach). Miałam też okazję zobaczyć inną plenerową wystawę artystów związanych z Festiwalem Opolskim Marka Karewicza. Festiwal przełożony został z czerwca na wrzesień z powodów politycznych, co już mniej spodobało się opolanom.
Wkrótce okaże się czy ta zmiana wyjdzie na dobre?
W ostatnie dni pobytu w Opolu tradycyjnie zaopatruje się w potrzebne ziołowe mikstury, kupuję książki, czasopisma na depresyjna porę roku i tak już bywa od wielu, wielu lat ku memu zadowoleniu.
Właściwie to rokrocznie pokonuje wciąż tę samą trasę, przebywam od wielu lat wciąż w tym samym miejscu – domu nad rzeczką z ogromnym kwiecistym ogrodem. Jeszcze nie ma dość tych samych widoków górskich, wcale mnie nie nużą powtarzające się rytuały. Widocznie takie mam potrzeby i już!
Będąc już w Polsce cieszę się na widoczne gołym okiem postępujące zmiany, jakie dostrzegam w przestrzeni publicznej.
Wiele się robi dla obywateli, zwłaszcza seniorów,ale dla dzieci i młodzieży znaczniej mniej. Młodzi z rodziny i ich otoczenia powiadają, że brakuje otwartych urządzeń służących do uprawiania sportu, jak skateparku, parkouru, boisk do biko polo, ścianek do wspinania, ping ponga czy
choćby dostępności do toalet. Młodzież – jak zauważyłam – przesiadują w miejscach, gdzie oferuje się Fast foody, kręcą się po kawiarenkach, centrach handlowych, zapełniając sale kinowe lub przesiadując na skwerach ze schodami. Nie ma ogólnodostępnych miejsc na aktywność fizyczną, pewnie radnych miasta mało nie obchodzi, gdzie młodzieńcy dają upływ swojej rozpierającej energii.
Faktem jest, że podróże do Polski stają się coraz wygodniejsze, nie brakuje szybkich połączeń międzyregionalnych. Idealnym rozwiązaniem jest Polskibus, z którego usług korzystam najczęściej. Połączeń krajowych z Berlina w kierunku południa Polski, jak nie było tak nie ma. Nim PKP otrząśnie się z zapaści pewnie mało komu będzie potrzebna, zwłaszcza, że konkurencja nie śpi, wystartował PKSexpress dołączając do grona szybkich przewoźników.
A tak poza tym świat natury, jakim obdarzona jest Polska wzbudza mój zachwyt w swej dziewiczej krasie, zwłaszcza kiedy trasa wiedzie przez Małopolskę, Bieszczady.
Krynica-Zdrój to pierwsza stacja, gdzie zatrzymuję się od lat na dłużej. Perła uzdrowisk ze swym malowniczym położeniem jest wymarzonym miejscem do wypoczynku, romantycznych spacerów i wędrówek. Krajobrazy wręcz bajkowe, a głównymi walorami tej uroczej krainy jest środowisko naturalne otoczone terenami górskimi, dolinami, pagórkami, rzekami i wodami leczniczymi.
W najbardziej urokliwym polskim kurorcie, jakim jest Krynica Zdrój korzystam ze wszystkich mi dostępnych dobrodziejstw. Do Krynicy jedzie się po zdrowie za sprawą wartości wód mineralnych jak i unikalnych walorów klimatu zdrowotnie działa dla ludzi z dolegliwościami chorób nerek i dróg moczowych, reumatologicznych, choroby układu krwi i krążenia, trawienia, cukrzycy oraz chorób kobiecych. W Krynicy wyleczyłam zgagę raz na zawsze, pozbyłam się problemów z drogami moczowymi. Domy zdrojowe oferują zabiegi na wszystkie możliwe dolegliwości, biura podróży atrakcyjne wycieczki autokarowe, pijalnie zapraszają na lecznicze wody mineralne, imprez kulturalnych pełna gama. Największą popularnością wśród wczasowiczów i kuracjuszy cieszą się popłudniowe potańcówki i tradycyjne dancingi. W końcu ludzie w tych góralskich lasach chcą się bawić, jak za dawnych lat.
Zabiegi, picie wód leczniczych, spacery, wędrówki, wycieczki, a także spotkania rozmowy w gronie rodzinnym wypełniają treść moich letnich wyjazdów do kraju. Wcale nie jest mi nudno, wręcz odwrotnie brakuje czasu, by poznać ciekawe miejsca, które wzbudzają moje zainteresowanie. Nie oszczędzam się po rocznym slow life, w Krynicy dodaję sobie kopa, podnoszę poziom adrenaliny zmuszając organizm do wysiłku, koncentrując się na dostarczeniu nowych impulsów, jakie oferuje uzdrowisko, biuro podróży oraz Matka Natura.
Zabiegi – to pierwszy krok, jaki podejmuję zaraz na starcie.
Ustalam terminy, które o tej porze roku (koniec sierpnia) można łatwo dopasować i zgrać z innymi przyjemnościami. W Nowym Domu Zdrojowym korzystałam z masaży podwodnych i kąpieli borowinowych, po zabiegu spacerkiem chodziło się do pijalni na Miecia czyli Mieczysława, po czym seans oddychania do Jaskini Solnej. Tak a propo, cały mój pobyt w Krynicy to nieustannie picie wód mineralnych: Kryniczanki, Muszynianki i Zubera z Janem.
Rodzinka mieszka w cudownym położeniu, w dolinie z widokiem na Górę Parkową i Jaworzynę. Otwierając rano oczy kieruje wzrok na rozległe krajobrazy, chce się wyjść z domu i wchłaniać wszystkimi zmysłami uroki Matki Natury. Ludzie w tym regionie mają fajne relacje, są ze sobą bardzo mocno zżyci. Co jakiś czas podrzucają sobie nawzajem maliny z ogrodów, pomidory, jajka, grzyby, ogórki, jabłka, gruszki, śliwki, upieczone ciasta zapraszając się na kawę. Człowiekowi żal serce ściska, bo podobnych zwyczajów nie uświadczysz na emigracji.
W tym roku skorzystałam z dwóch atrakcyjnych wycieczek organizowanych przez krynickie biura podróży. Jedna wiodła na jezioro Czorsztyńskie ze zwiedzaniem Zamku Niedzica. Zamek to zdecydowanie jeden z najciekawszych obiektów w polskiej części Spisza, a także jedna z największych atrakcji historycznych w polskich Karpatach. Zbudowany został na wapiennym wzniesieniu (556 m n.p.m.), około 80 metrów nad poziomem Dunajca. Obecnie ta część Dunajca to słynne sztuczne jezioro zaporowe – zalew czorsztyńsko – niedzicki.
Zamek Niedzica prawdopodobnie powstał między rokiem 1320 a 1325 gdyż w testamencie Wilhelma Drugetha żupana ziemi spiskiej i orawskiej z roku 1330 jest już mowa o nowo wybudowanym zamku „Dunajec”. Wcześniej była tam ziemno – wałowa budowla obronna. Zamek powstał z inicjatywy Jana Berzeviczego lub jego brata Rykolfa, a nazwa zamku „Dunajec” została przyjęta od rzeki płynącej u jego podnóża. Rzeka oddzielała wówczas obszar państwa węgierskiego od Polski.
Zamek nazywano także „Niedzica” – od wsi znajdującej się w pobliżu.
Druga całodniowa wycieczka wiodła w Bieszczady na Jezioro Solińskie. Droga do Soliny to zachwycające widoki z okien autokaru. Jezioro Solińskie to zbiornik retencyjny, który został utworzony poprzez spiętrzenie wód Sanu oraz Solinki. Zbiornik jest prawdziwym kolosem. Jego powierzchnia to ponad 22 kilometry kwadratowe, a długość linii brzegowej to ponad 150 kilometrów. Dzięki temu nie tylko mogą korzystać z niego liczne miejscowości, ale na jego wodach można bez najmniejszych problemów uprawiać sporty żeglarskie.
Podkreślić należy piękne położenie popularnej Soliny. Jezioro otoczone jest głównie lasami oraz licznymi wzniesieniami, wśród których najwyższe są Jawor i Stożki. Spływające z gór potoki zapewniają jezioru czystą wodę, co jest wspaniałym rajem dla wędkarzy, a osoby uwielbiające spływy kajakowe uzyskują możliwość eksploracji wspaniałych rzek w bezpiecznych warunkach. Na jeziorze znajduje się zapora, w której znajduje się również budynek elektrowni. Budowa zapory trwała 9 lat, a pracowało przy niej ponad 2000 ludzi. U brzegów Jeziora Solińskiego stworzone zostały plaże, na których można poczuć się co najmniej tak dobrze, jak na Mazurach, a do tego jeszcze w otoczeniu malowniczych gór. Po wodach zbiornika pływają trzy statki wycieczkowe, zabawne rowery wodne, kajaki, żaglówki i łodzie.
Nieodłącznym punktem pobytu w Krynicy były codzienne spacery na Górę Parkową, Jaowrzynę oraz krótkie wypady do malowniczej Muszyny. Naturalnie towarzysz nam rozmowy o Polsce i Niemczech. Tematem numer jeden byli oczywiście uchodźcy. Kwestia uchodźców jest mocno rozgrywana na poziomie krajowej polityki ze strony rządzącej jakoby uchodźcy są bardzo groźni, do tego dochodzą eksponowane przez media zamachy budzące strach. O uchodźcach wyrażano się w pogardliwym tonie, w jednej miejscowości na Opolszczyźnie – Namysłowie zorganizowano nawet marsz protestacyjny przeciwko deklaracji burmistrza przyjęcia jednej rodziny z Syrii.
Prawie każdy z kim rozmawiałam potępiał Merkel za sprowadzenie nieszczęść do Europy. O Niemczech mówiło się tylko w kategoriach zła, zarówno w społeczeństwie, jak i mediach, gdzie nasiliły się nastroje antyniemieckie za rzekome sponsorowanie partii PO, za Tuska, niewyrównane straty wojenne. Normalnie rozmawiać się nie dało, nie przemawiały żadne racjonalne argumenty, fakty. Ludzi ogarnął jakiś irracjonalny lęk przed obcymi, a dyskutując włączają napastliwy język, pełen agresji, zapalczywości, a niekiedy obrażania.
Jednym słowem, w publicznej debacie brakuje elementarnej kultury sporu, nie potrafimy różnić się pięknie. Dialog między wieloma środowiskami społecznymi i politycznymi został całkowicie zerwany. Dominuje czarno- biały obraz Polski, Europy, nie ma mowy o wspólnocie polskiej skoro zewsząd słychać „My”, „Oni”.
Ludzie wiedzą swoje, opowiadają głupoty o Niemcach o rzekomej antypolskości, natomiast na antyniemieckość w Polsce ma powszechne przyzwolenie. O polskiej polityce lepiej nie zaczynać dyskusji, ludzie po prostu zarażeni są ideologią partyjną, która im najwyraźniej odpowiada. Mało kto krytykował posunięcia obecnego rządu, jakby wszystko było cacy, na medal. Premier ceniona jest za upór, stawianie się unijnym instytucjom, pokazywanie gdzie raki zimują? W tym sporze poległam, choć za bardzo nie podniecałam się, w końcu byłam na relaksach. Polacywybrali, Polacy mają i nic mnie do tego.
Mieszkam od 27 lat w zupełnie innej rzeczywistości społeczno – politycznej, swoją aktywnością reporterską pokazuje realny świat bez ideologii, nienawiści i uprzedzeń.
W dniu, kiedy wyjeżdżałam z Polski odbyło się ogólnonarodowe czytanie „Wesela” Wyspiańskiego. W zanadrzu miałam cytat z tego arcydzieła, który – jak sądzę oddaje nie tylko mój nastrój: „Polityków mam dość, po uszy, po uszy, dzień cały”.
Komentarze
Artykuł przeczytało 1 789 Czytelników