Typisch polnisch czyli a to Polska właśnie

Często słyszy się w środowiskach polskich stosowane powiedzenie „A to Polska właśnie”,  co już dawno nie jest patriotycznym cytatem z Wesela Wyspiańskiego, tylko jest komentarzem  zbliżonym znaczeniowo do niemieckiego „typisch polnisch”.  Jednak moim zdaniem jest to raczej stwierdzenie na temat mentalności naszej społeczności, jedną z cech odróżniających nas od innych nacji. Czy to dobrze, czy źle niech każdy oceni sam.

No, bo jakże inaczej skomentować fakt, kiedy wysyłasz maila i nie otrzymujesz odpowiedzi. Ani takiej, ani siakiej! Żadnej! Człowiek nie wie czy dotarła wiadomość pod właściwy adres, skoro się jej ani nie potwierdza, ani nie zaprzecza. I to nieważne, czy to jest mail do urzędu, do Pana Prezydenta czy prywatnej osoby. Często słyszę tłumaczenie, że jeśli nie ma odpowiedzi tzn., że sprawa jest nieaktualna, nieważna lub odbiorcy ona nie interesuje. No i co z tego? No to niechżeż jeden z drugim napisze, że ma w nosie, albo pobite garnki. Dlaczego nie ma zwyczaju, z respektu i szacunku do drugiego człowieka, żeby odpisać choćby w dwóch zdaniach? Po to, żeby ten, kto napisał, wiedział, na czym stoi.

Kilka innych przykładów wziętych z życia, zebranych na gorąco.

Oglądam u znajomych polski program informacyjny. Mimochodem wciągnęły mnie wiadomości o drużynach piłki nożnej. Spiker zapowiada dobrą wiadomość dla polskiej drużyny narodowej, która brzmiała :

– Niemcy odpadli z mistrzostw!

Radość, jaka zapanowała w towarzystwie, wywołała we mnie uczucie smutku! Nie z powodu przegranej niemieckiej, trudno, piłka jest okrągła, ale z powodu zapowiedzi spikera i reakcji grupy Polaków.

Ostatnio byłam na wycieczce autokarowej. Właściwie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden ważny szczegół. Otóż, w jednej z opon uchodziło powietrze, na co zwrócili uwagę męscy pasażerowie podczas palenia papierosa. Kierowca był zdziwiony, ale zareagował właściwie, kierując się na stację CPN. Okazało się, że faktycznie było za niskie ciśnienie i trzeba było dopompować powietrze. Dobrze się stało, że ktoś zauważył usterkę, ale dlaczego kierowca wcześniej nie sprawdził, w jakim stanie technicznym znajduje się pojazd? Co sobie o tej sytuacji pomyślałam? A to Polska właśnie!

 

Na tej samej wycieczce zatrzymujemy się na parkingu przy autostradzie, żeby skorzystać z toalety. Normalka, prawda? Kiedy już wszyscy wsiedli, na parking podjechał autokar niemiecki. Widzieliśmy z okien, że wysiadający ustawiają się przed WC z kółkiem. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Jedna z uczestniczek naszej wycieczki głośno skomentowała:

– Patrzcie, co za durny naród ci Niemcy, nie wiedzą gdzie jest toaleta damska, a gdzie męska!

– Oni nie znają tej symboliki, kółko i trójkąt to polskie oznaczenia, na Zachodzie na toaletach są znaki graficzne: sylwetki kobiet i mężczyzn – wyjaśniam.

– To niech  się uczą! – odpowiedziała jedna z uczestniczek.

– Można by w Polsce wprowadzić międzynarodowe oznakowania – kontynuuję dialog.

– Po co? My będziemy robić po swojemu, nie musimy być, jak inni!

No comment!

 

Na zakończenie wycieczki udaję się na dworzec kolejowy, by zakupić bilet powrotny na ostatnie połączenie. Byłam jednak 2,5 godziny przed czasem, więc pytam kasjerkę, czy jest  może jakieś wcześniejsze połączenie?

– Co Pani taka nie dzisiejsza, bez pomyślunku? – odpowiada pytaniem kasjerka.

–  Ale o co chodzi?

– Przed 15 minutami właśnie pociąg odjechał, nie zna Pani rozkładu jazdy?

– Nie, planowałam powrót na godzinę 20.00 – wyjaśniam –  wyszło inaczej, jestem  o wiele wcześniej, cóż więc dziwnego, że pytam?

– Ma Pani tutaj rozkład jazdy po to,  żeby na drugi raz  Pani nie błąkała się…

 

Innym razem podczas spotkania z grupą rodaków w Berlinie, jeden z uczestników głosem donośnym zapytał:

– A gdzie są ci ciapaci?

– Nie rozumiem, co masz na myśli?

– No wiesz, ci beżowi?

– Dalej nie wiem, o co chodzi?

– No, kurde, ci uchodźcy!

Mnie zatkało, moja znajoma reaguje:

– W Niemczech nie wolno się w ten sposób wyrażać, gdybyś cię przyłapano, otrzymał byś wysoką karę pieniężną. 

 

Ta sama znajoma, która prowadzi bloga, publikuje nieodpłatnie tzw. odrzucone teksty. Jeden z jej nowych autorów zadzwonił któregoś razu z informacją, że skoro ona nie płaci, to on sobie w „naturze odbierze”, co miało oznaczać, że przyjedzie na wycieczkę do Berlina wtedy i wtedy. Nie miała innego wyjścia, zgodziła się na wizytę, która trwała dwa dni z wiktem i opierunkiem. Na końcu usłyszała podziękowanie za zaproszenie?

– Jakie zaproszenie? – odpowiada – sam się przecież wprosiłeś!

– No, ale ty nie płacisz za artykuły!

– Nie płacę nikomu, wiedziałeś o tym! Mam ponad trzystu autorów. Każdy ma u mnie jeść, pić i spać?

 

Teraz z powrotem ja. Telefon z Polski.

Słuchaj, już się wcześniej zapowiadałem, że przyjadę z kolegą na jeden dzień do Berlina wtedy i wtedy.

– Ok, daj krótko znać przed przyjazdem

Faktycznie, przypomina, informuje jednak, że przyjeżdża z kolegą i żoną.

– Ale mówiłeś, że z kolegą, o żonie nic nie wspominałeś

– No, chyba nie myślałaś o mnie, że przyjadę bez żony! Chcemy zostać do niedzieli, możemy?

Hmmm…, fajne to nie jest, jeśli człowiek nie precyzuje informacji i zaskakuje w ostatniej chwili. Prawda?

No cóż, żyjąc na obczyźnie przez ponad ćwierć wieku człowiek przyzwyczaja się do pewnych zachowań, standardów, które po prostu ułatwiają drugiemu człowiekowi życie. Nikt nie chce nikogo pouczać, najwyraźniej nie lubimy wytykania błędów i nieprawidłowości, od szczebla prywatnego poczynając, a na rządowych kończąc. A przecież kultura dialogu wymaga wzajemnego komunikowania się ze sobą bez uprzedzeń i rasistowskich reakcji. Osobiście lubię się uczyć od życia, podglądać i zmieniać mój mały świat, aby był przyjazny drugiemu człowiekowi, także dlatego, by, gdy bywam tu i tam, nikt nie mówił o moim zachowaniu: „ typisch polnisch”!

 

 

 

Komentarze

komentarzy


Artykuł przeczytało 1 860 Czytelników
Pin It