Jak dobrze mieć sąsiada

28 maja w Niemczech obchodzony jest Europejski Dzień Sąsiedztwa.

Sąsiedztwo to bardzo ważny element życia każdego z nas, który zasługuje na to, by być odpowiednio pielęgnowany. Dzień Sąsiada to święto lokalnych społeczności i sąsiedzkich więzi, które mają ogromny wpływ na nasze życie. Któż z nas nie otrzymał sąsiedzkiej pomocy, zwłaszcza w czasie pandemii, która była często nieodzowna – czy to wsparcie przy robieniu zakupów, pomoc w opiece nad dziećmi lub wyprowadzanie czworonoga na spacer, czy też dzieląc się domowymi wypiekami, wspólnie dbając o przyblokowy ogródek lub po prostu dodając sobie otuchy. Także ja wspólnie z moimi zaprzyjaźnionymi sąsiadami postanowiliśmy ten dzień uczcić spotkaniem przy kawie, ciastku, sekcie, ucinając pogawędki na tematy, którymi aktualnie żyją Niemcy, Polacy, Europa i świat. Razem doszliśmy do wniosku, że świat w którym żyjemy nie daje nam poczucia bezpieczeństwa, pogorszyły się relacje międzyludzkie w debacie publicznej, w której pełno jest nienawiści i pomówień. Całe szczęście, że my mamy dla siebie sympatyczną twarz, że koncentrujemy się na wzajemnym przeżywaniu radosnych chwil w atmosferze życzliwości i serdeczności.

Wracając do tematu sąsiedztwa pragnę wspomnieć moich dotychczasowych sąsiadów, a byli nimi Niemcy, Turcy, Kurdowie, Polacy i Włosi. Jeśli chodzi o Polkę to, jak każda rodaczka, częstuje wypiekami, kulinarnymi specjałami, wzajemne zapraszanie na pogaduszki przy kawie, lampce wina to oczywista oczywistość. Świętowanie urodzin, imienin, a jakże, normalka. Dobrze jest mieć kogoś, kto pomoże podczas nieobecności w domu podlewać kwiaty, przewietrzyć mieszkanie, odebrać przesyłkę od listonosza.

Szczególną serdeczność sąsiedzką okazywali mi zawsze Niemcy, co mnie mile zaskoczyło. Nie wiem czemu, ale strasznie bałam się sąsiedztwa z nimi, właściwie bez uzasadnionego powodu. Pewnie tak na zapas, oni jednak w żaden sposób nie dawali odczuć, że jestem obca. Bycie sąsiadem mieszkającym tuż obok, znaczy dla Niemców, że to nasz bliski człowiek, członek wspólnoty.

Dzień dobry”, „proszę”, „przepraszam” – ich używanie w relacji z sąsiadami to absolutny muss w niemieckiej kulturze osobistej. Na początku pobytu w Niemczech dziwiłam się, kiedy obcy ludzie z bloku, których nie znałam pozdrawiali na klatce schodowej, w windzie. Kumata jestem, więc szybko zrozumiałam, że taka codzienna uprzejmość ułatwia zbudowanie dobrej relacji sąsiedzkiej. Nawet w przypadku, jeśli się danej osoby nie znało, to ważne są proste gesty jak przytrzymanie windy gdy ktoś nadchodzi, pomoc we wniesieniu ciężkiego pakunku, czy po prostu „dzień dobry”

Mile wspominam bezdzietne niemieckie małżeństwo, które obsypywało mnie rozmaitymi dobrociami, najczęściej wtedy, kiedy sąsiad wracał z porannych zakupów. Bez pytania wręczał torebkę z pachnącymi bułkami, życząc smacznego. W klamce u drzwi zostawiał przeczytane dzienniki i gazety ilustrowane, co w Niemczech jest normalnym zwyczajem, podobnie jak wystawianie na parapecie lub skrzynce pocztowej drobnych użytecznych przedmiotów, które można sobie zabrać, bo my ich już nie potrzebujemy, a może komuś jeszcze się przydadzą. W czasach „zero waste” takie wpojone od dzieciństwa zachowanie – to skarb, jak tego nie umiesz, to się musisz żmudnie uczyć, że nigdy niczego od razu nie należy wyrzucać, że zawsze jeszcze trzeba spytać, kto tego może potrzebować. Nawet popsute rzeczy, których sami nie umiemy naprawić, mogą się innym przydać.

Największą hojność okazywano, kiedy gościły u mnie małe wnuczki, wtedy otrzymywałyśmy pełne torby słodyczy, lodów, jogurtów. Oczywiście dziękowałam, nie bardzo wiedząc czym się zrewanżować? Zapraszałam czasem na kawę, lampkę wina, co było przyjmowane z zadowoleniem. Często, wzbraniając się przed ilością podarków, wyciągałam portfel, chcąc zapłacić, ale reakcja zawsze była ta sama: ależ skąd, nie jesteśmy przecież handlarzami!

Inna sąsiadka zapraszała dziewczynki do kawiarni na lody, ciastka, któregoś razu zafundowała im nawet rejs statkiem po Szprewie. Czasem przy przeprowadzce do nowego mieszkania dostaje się od niemieckich sąsiadów meble i to w bardzo dobrym stanie, czasem nawet z własnym transportem. Niekiedy hojność sąsiedzka sięga jeszcze dalej i może objąć nawet wakacje za granicą. Kiedyś dostałam takie zaproszenie na Sycylię. Dlaczego akurat ja?, zapytałam nieco skonsternowana. Odpowiedź brzmiała: bo potrzebuję towarzystwa!

Jakaż wewnętrzna kultura wypływa z tej odpowiedzi. Nie jest też tak, jak to mi początkowo przychodziło do głowy, że być może Niemcy mają w stosunku do Polaków poczucie moralnego długu i dlatego okazują wielkoduszność. Teraz już wiem, że są tacy sami w stosunku do innych nacji. Ba, kilka lat temu, podczas kryzysu uchodźców, naocznie wszyscy się przekonaliśmy jak to działa – przypomnijmy sobie te filmy i zdjęcia Niemców z kocami, termosami i torebkami kanapek, którzy stali na dworcu i czekali na przyjazd pociągu z granicy. Po prostu tak funkcjonują relacje dobrosąsiedzkie i międzyludzkie w Berlinie.

Często miałam poczucie, że moim sąsiadom sprawia przyjemność po prostu dawanie.

Oczywiście takie sytuacje wymagają taktu z obu stron, trzeba umieć uniknąć poczucia, że ktoś inny traktuje nas jak biedaka a może nawet żebraka. Czasem wręcz jest tak, że dawanie jest łatwiejsze niż branie. Bo ofiarodawcą kieruje miła myśl: mam, a zatem mogę dać, a jeśli jest się tą stroną biorącą, to zawsze nasuwa się pytanie – a może widać po mnie, że mi gorzej idzie? A może mam w zachowaniu bądź sposobie ubierania się wpisany „kod biedaka”? Ale tak nie jest. Bywało, że świetnie radziłam sobie w życiu, myślę, że nadal świetnie sobie radzę, a jeśli nawet bywało inaczej, to surowo pilnowałam, by na zewnątrz nie było tego widać. Jestem wdzięczna moim niemieckim sąsiadom, za lekcję, jakiej mnie nauczyli: nie demonstruje się bogactwa, okazywanie pomocy dobrosąsiedzkiej to objaw życzliwości, a dzielenie się jest środkiem, ułatwiającym tworzenie przyjaznej wspólnoty.

Dotyczy to zresztą nie tylko Niemców. Turecki sąsiad mieszkający na parterze, właściciel piekarni, obdarowywał moje wnuczki słodkimi wypiekami, a były to ilości nie do przejedzenia. Niekiedy, jeśli nie miał w domu ciastek, sięgał do kieszeni i wkładał dziewczynkom do torebek po pięć euro na lody.

Inna moja sąsiadka, turecka alewitka, obdziela hojnie przysmakami kuchni tureckiej, a przecież jest samotną matką, wychowującą córkę. Dlaczego to robi? Bo jej wychowanie i religia nauczają, że empatia i okazywanie człowieczeństwa przejawia się w konkretnym działaniu, na przykład dzieleniu się dobrem. Często rozmawiamy przy herbacie o tym, jak wygląda dobroć w życiu codziennym alewitów. Dowiedziałam się, że raz do roku przez 10 dni spożywa się biedne posiłki, nie konsumuje się smacznych potraw, a tylko takie, które nie sycą żołądka. Te 10 dni postu to odczuwanie solidarności z biednymi, głodującymi. Od niej też dowiedziałam się, że w każdej rodzinie stan posiadania wszystkich ma być równy i nie może być tak, że jeden żyje skromnie, a drugi w przepychu. Komu wiedzie się lepiej, jest zobowiązany pomagać słabszym. Masz się, człowieku, wzajemnie wspierać, dbać o rodziców, o biednych, słabych, chorych. I nie są to bynajmniej puste słowa, rodzina sąsiadki w Turcji zbiera pieniądze na opłacenie podróży do kraju ojczystego, także na zakup potrzebnych mebli czy urządzeń gospodarstwa domowego.

Początkowo i ja, i moje wnuczki byłyśmy tymi gestami skrępowane, dziękowałyśmy, ale źle się z tym czułyśmy. Dziewczynki były tu tylko podczas wakacji, ja jednak musiałam sobie z tym radzić na stałe. Po jakimś czasie przyzwyczaiłam się wreszcie do tych drobnych podarunków. Gesty życzliwości moich sąsiadów zaczęły sprawiać radość, zakłopotanie i skrępowanie ustąpiły. Zauważyłam bowiem, że wszystko odbywa się bardzo taktownie, rzadko się zdarza, by owe gesty były zbyt nachalne. Teraz już wiem, że trzeba się raczej nauczyć i samemu też coś dawać, a nie wzbraniać się przed przyjmowaniem. Dawanie to element jednoczący społeczność sąsiedzką, bo skoro tworzymy małą wspólnotę mieszkaniową, to drobne gesty dobrosąsiedzkie są czymś zwyczajnym. DOBRO jest we wszystkich drobnych zwyczajnych momentach naszego życia, ważne jest by umieć je dostrzec i samemu być dobrym sąsiadem. Moje wspomnienie zakończę tekstem Agnieszki Osieckiej do piosenki „Jak dobrze mieć sąsiada” w wykonaniu żeńskiego zespołu „Alibabki”.

Jak dobrze mieć sąsiada”

Jak dobrze mieć sąsiada,
Jak dobrze mieć sąsiada,
On wiosną się uśmiechnie,
Jesienią zagada,
A zimą ci pomoże
Przy węglu i przy koksie
I sama nie wiesz, kiedy
Ułoży wam rok się.
Gdy furę zmartwień, kłopotów masz huk,
Do drzwi sąsiada zapukaj puk, puk,
Gdy spotkasz wrogów na drodze swej tłum,
Do drzwi sąsiada zapukaj bum, bum.

Pożyczy ci zapałki,
Pół masła, kilo soli,
Wysłucha twoich zwierzeń,
Choć głowa go boli,
A zimą ci pomoże
Przy węglu i przy koksie
I sama nie wiesz, kiedy
Ułoży wam rok się.
Gdy furę zmartwień, kłopotów masz huk,
Do drzwi sąsiada zapukaj puk, puk,
Gdy spotkasz wrogów na drodze swej tłum,
Do drzwi sąsiada zapukaj bum, bum.

Jak dobrze mieć sąsiada,
Jak dobrze mieć sąsiada,
On wiosną się uśmiechnie,
Jesienią zagada,
Pomoże ci w rachunkach,
Pobawi się chmurami,
Choć tęskni za tą panią,
Co pachnie fiołkami.

Komentarze

komentarzy


Artykuł przeczytało 1 276 Czytelników
Pin It