Dawno nie pisałam o życiu w kraju emigracji czyli w Niemczech, gdzie w ostatnim czasie wiele się wydarzyło. No cóż, mamy jesień! W Berlinie żadna pora roku nie jest nudna, zawsze mam plan czy to na wiosnę, lato, jesień czy zimę. Właściwie to najbardziej mi szkoda, kiedy przemija lato, a wraz z nim ciepłe, słoneczne dni, w których można wylegiwać się na łące, balkonie, plaży, spocząć na ławeczce z gazetą czy książką w ręku.
Im jestem starsza, tym bardziej staram się na maksa wykorzystywać dary, jakie otrzymujemy od Matki Natury. Wiadomo, że najobficiej obdarza nas wiosna i lato, wtedy zaczyna się na dobre sezon rowerowy.
Rower w Berlinie jest wyrazem czystej wolności – starzy, młodzi, biedni, bogaci, kobiety, mężczyźni, ci co się spieszą, ci co zwiedzają, tacy co pracują na rowerach i tacy co do pracy na rowerach, słowem – KAŻDY. Nikt nikogo nie musi przekonywać, zachęcać, tłumaczyć – każdy to widzi i wie. Rower jest jednym z najlepszych, najszybszych, najtańszych i najsprawniejszych środków transportu. Jazda na rowerze to moja największa pasja, każdego dnia robię sobie objazd po mieście. Zaglądam w ulubione miejsca, ale też odkrywam nowe szlaki, które warte są poznania. Pomagają mi oczywiście strony internetowe Berlina, foldery, rozmaite programy kulturalne berlińskich dzielnic, które oferują szeroki zakres aktywności dla dzieci, młodzieży i seniorów. Z reguły nieodpłatnie.
Tegoroczna jesień w Berlinie obfitowała w plenerowe wydarzenia, jak choćby ostatnimi czasy słynny na cały świat bieg czyli 44 Maraton, tradycyjny Oktoberfest, Festiwal Świateł czy obchody Dnia Pojednania Niemiec. Właściwie Berlin żyje przez cały rok na wysokich obrotach, turystów jest coraz więcej i trudno się dziwić, skoro miasto zatrudnia nie jakiegoś tam pociotka prominenta, a najlepszego na świecie specjalistę od promocji miasta. Cykliczne masowe imprezy o międzynarodowym zasięgu to magnes przyciągający ludzi z całego świata. Miasto nie jest uprzemysłowione, więc musi zarabiać na turystyce, kulturze, sporcie wielkiego formatu, a to już wielka gratka dla gastronomów, hotelarzy, domów towarowych.
Owszem, odbywają sie też uroczystości państwowe, ale są one obchodzone przez władze państwowe i mają zazwyczaj charakter oficjalny. W rocznicę Pojednania Niemiec centralne uroczystości każdego roku odbywają się w jednym z niemieckich krajów związkowych. W tym roku 27 Rocznica Pojednania odbyła się w Rheinland-Pfalz w Moguncji. Rozpoczęła się tradycyjnie mszą świętą w Katedrze. Potem następuje część oficjalna, przemowy najważniejszych osób w państwie, odśpiewanie hymnu państwowego.
Społeczeństwo natomiast świętuje w sposób bardziej rekreacyjno-rozrywkowy, najczęściej na festynach z bogatym programem kulturalnym. Co roku z okazji Pojednania Opera Berlińska daje koncert muzyki klasycznej pod batutą Daniela Barenboima na Bebelplatz.
Tego lata w przestrzeni publicznej sporo było politycznych klimatów, a to ze względu na wybory parlamentarne.
No cóż, mamy za sobą wybory do Bundestagu, które też mnie interesowały. W końcu mieszkam w tym kraju 27 lat, więc nie są mi obojętne sprawy obywatelskie. Parokrotnie przysłuchiwałam sie debatom telewizyjnym, zwłaszcza kandydatom na urząd kanclerski – Angeli Merkel i Martina Schulza. Co mnie najbardziej ujmuje w tych debatach to wysoka kultura dialogu, rozmówcy całkiem poważnie artykułują problemy, z jakimi będą się konfrontowali, także te, które wymagają zmian. Przemowy wyborcze nie mają charakteru obiecanek cacanek , nikt nie obiecuje gruszek na wierzbie, nie ma wściekłych ataków na adwersarza. Tematyka sporu czy dialogu dotyczyła rozwiązywania globalnych problemów, nade wszystko światowego bezpieczeństwa. W dobie konfliktów zbrojnych w różnych częściach świata Merkel stawiała na stabilność UE, jako projekt pokojowy, mocno angażując się w budowanie mostów-porozumień pomiędzy społecznościami o różnych wyznaniach religijnych, poglądach, kolorach skóry. „Budowanie mostów” to hasło priorytetowe w kampanii wyborczej kanclerz Niemiec. To święta racja, że wszyscy obywatele tego świata odpowiedzialni są za pokojowe współistnienie, a w szczególności rządzący z politykami włącznie. To, co mi najbardziej imponowało w bezpośrednim dialogu z wyborcami, to okazywany sobie nawzajem szacunek. Niemal każdy kto chciał zadać pytanie Merkel zaczynał od słów: „Szanowna Pani Merkel”.
Niebywałe! Co?
Z kolei Martin Schulz zaimponował mi walecznością, pomimo braku szans na zwycięstwo. To z jaką klasą przegrał trzeba było przeżyć. Akurat przejeżdżałam na rowerze obok centrali SPD (mieszkam niedaleko), widziałam na telebimie wystąpienie Schulza po ogłoszeniu wyników. Przegrał – powiadają Niemcy – bo nie miał charyzmy przywódczej, choć miał program najbardziej socjalny dla obywateli ze wszystkich partii. Mój przyjaciel Niemiec zawsze dziwi się, dlaczego obcokrajowcy zamieszkali w Niemczech nie wybierają SPD? To najbardziej przyjazna partia dla zwykłych obywateli.
Merkel jest po prostu lubiana w społeczeństwie niemieckim, pomimo zmasowanej krytyki za zaproszenie miliona uchodźców. Wciąż musi odpierać ataki za politykę emigracyjną, CDU straciła wiele głosów, co pewnie kanclerce codziennie odbija się czkawką. Jedynym racjonalnym usprawiedliwieniem – jak wyjaśnia – był fakt, że „nie można było biernie spoglądać się na dramat rozgrywający się na naszych oczach. Nie można mieć dobrego samopoczucia w sytuacji, gdy życie bezbronnych ludzi, jest zagrożone, nie możemy się zachowywać tak, jakby nas ta sprawa nic nie obchodziła”. Humanitarny gest Merkel, jaki w roku 2015 okazała w stosunku do uchodźców, budzi mój najwyższy respekt i uznanie!
Z drugiej zaś strony, trudno się poniekąd dziwić, zwłaszcza Niemcom z dawnych landów należących do DDR, którzy czują się jak druga kategoria Niemców, właśnie z powodu wysokich dotacji na utrzymanie uchodźców. Tyle że, myśląc takimi kategoriami, możemy powiedzieć, że każdy mieszkaniec Niemiec mógłby poczuć się pokrzywdzony, tylko czy komukolwiek z nas w bezpiecznej Europie spadają na głowę bomby lub zagraża głód, bezdomność, ucieczki, wypędzenie?
W Berlinie i Brandenburgii przetoczyły się potężne wichury, które pochłonęły siedem ofiar śmiertelnych. Silne wiatry wyrywały drzewa, wstrzymana zostały miejska komunikacja, loty oraz transport kolejowy. Dla ludzi stłoczonych na dworcach kolejowych udostępnione zostały wagony noclegowe. Z okien mojego mieszkania po raz pierwszy obserwowałam, jak Natura potrafi być nieobliczalna.
Październik to bawarskie święto piwa – Oktoberfest. W Berlinie jedna z restauracji Hofbraeu Wirsthaus na Aleksander Plac zaprasza berlińczyków na mini Oktoberfest. I ja tam byłam, smakowałam golonkę z kluskami i kapustą popijając z dużego kufla napój złocisty – piwo! Na zdrowie!
Komentarze
Artykuł przeczytało 1 601 Czytelników