W „Fontane Haus” w Berlinie, dnia 12 stycznia 2014 roku po raz trzeci odbyło się polonijne spotkanie noworoczne. Jeżeli trzeci rok to już tradycja, to spotkania te, tradycyjnie, odbywają się z udziałem generalnego konsula Ambasady Rzeczpospolitej Polskiej. W tym roku na spotkanie przybył konsul Tadeusza Oliwiński. Wspólnie z Polską Radą w Berlinie i jej prezesem Ferdynandem Domaradzkim był on gospodarzem wieczoru.
Nie da się zaprzeczyć – Polska Rada wypracowała sobie własne kalendarium polonijne, w którym na stałe zapisany jest koncert noworoczny w styczniu. Nad wyraz wysoka frekwencja na koncercie świadczy, iż jest to właściwie przyjęty kierunek integracji polonijnej. Przybyły tłumy i koncert był ogromnym sukcesem. W rozmowach kuluarowych była wprawdzie mowa o bojkocie koncertu przez tzw. „pewne kręgi”, ale jeśli to prawda, to śmiechu warta, a skutek na pewno odwrotny. Zresztą, co to za pomysł, bojkotowanie Czerwonych Gitar? Na pewno po prostu nieco przedwczesny żart primaaprilisowy. Ale już na serio – z przypuszczeń i pomówień wynika wyraźnie, że są jeszcze w Berlinie wielkie przestrzenie działalności polonijnej, które trzeba pozyskać, przywołać i oswoić. Na pewno, ale jak się bierze udział w tak wspaniałym koncercie, to człowiek ma poczucie, że mimo wszystko jest dobrze, a może być coraz lepiej. To fakty, a fakty są święte, tak jak poglądy są wolne. A jeśli fakt naprawdę jest faktem, to jest i sukcesem, niepodważalnym sukcesem całej Polonii!
Oprócz licznej Polonii na imprezę przybył też poseł na Sejm Wojciech Ziemniak z komisji ds. współpracy z Polakami za Granicą, członek parlamentu berlińskiego Alex Lubawiński z partii SPD oraz wicewojewoda regionu lubuskiego a przy tym zastępca prezesa „Wspólnoty Polskiej” oddziału w Gorzowie Wielkopolskim – Jan Świrepo. Sponsorem spotkania był konsul generalny RP, a spotkanie prowadziła sympatyczna redaktorka z radia Funkhaus Europa, Monika Sędzierska w pięknej czerwonej sukni wieczorowej!
W programie wieczoru znalazły się dwa wystąpienia – konsula Tadeusza Oliwińskiego oraz prezesa Ferdynanda Domaradzkiego, który dokonał szerokiego bilansu całorocznej działalności Polskiej Rady w Berlinie. Nikt specjalnie nie lubi słuchać przemówień, zwłaszcza, gdy wszyscy czekają na koncert Czerwonych Gitar. Tym razem mówcy się streszczali, za co wielkie im dzięki. Była mowa o osiągnięciach i optymistycznie brzmiących planach, i były gromkie brawa! Oby tylko aplauz za rok okazał się zasłużony!
Na spotkaniu wyróżnieni zostali aktywni działacze polonijni w tym wydawcy miesięcznika „Kontakty” – Marianna i Andrzej Klon, redaktor i wydawca „Gazetki” – Bonifatius Stopa, prezes Zjednoczenia Polaków w Berlinie Józef Dunst, kierownik Biura Polonii Aleksander Zając oraz działaczka Wspólnoty Polskiej w Gorzowie Wielkopolskim, Wilhelmina Rother. Przyznawanie wyróżnień to zawsze kontrowersyjna sprawa, jednak tym razem publiczność nie miała żadnych wątpliwości, że laureaci zostali trafnie wytypowani.
Jak każdy nadchodzący Nowy Rok, powiedział w swym wystąpieniu Ferdynand Domaradzki, tak i ten, który świętowaliśmy kilkanaście dni temu, to czas zadumy, czas, w którym powinno się weselić, lecz także czas podsumowań, kiedy powinniśmy sobie, jako Polacy w Niemczech zadać pytanie, co nam się udało zrobić, dokąd dążymy i co jest naszym celem? A to już jest pytanie o to, jaką wspólnotą chcemy być?
Rok 2013 był równie intensywny, jak poprzednie lata. Członkowie Polskiej Rady z zaangażowaniem inicjowali różnorodne wydarzenia lub organizowali je, po raz drugi, trzeci, licząc na to, że te z początku skromne ilości lat przerodzą się w trwałą tradycję berlińskiej Polonii. Zamierzenia były i są ambitne i wcale nie chodzi tu o imprezy i zabawy, chodzi bowiem przede wszystkim o to, by powstała taka struktura organizacyjna, która mogła by udzielać wsparcia inicjatywom oddolnym, służyć im radą i pomocą. To szczytne cele, ale Polska Rada wciąż jeszcze nie wypracowała strategii uaktywnienia swoich członków w mniejszych jej podległych organizacjach, które zapewne mają wiele do zaoferowania. Nie może być tak, że ciągle ci sami stoją na czele. Oczywiście, trzeba mieć stały team, na którym podczas pracy można polegać, ale inni też posiadają potencjał i warto dać szansę im zaistnienia. Od czasu do czasu!
Na pewno można spokojnie pokusić się o stwierdzenie, że Polska Rada zyskała wśród Polonii sporo sympatyków. Oczywiście problemów nie brakuje, a najważniejszy jest brak stałego lokum na spotkania polonijne. Jedynie Zjednoczenie Polaków, PTS Oświata ma takie miejsce, niewielkie zresztą, które nie może posłużyć jako miejsce spotkać dla licznych przedstawicieli Polonii. Ale Oświata ma swoje miejsce, a reszta „błąka się” po kątach. Jak długo jeszcze trzeba czekać? – pytanie nie tylko żenujące, ale wręcz denerwujące.
Prezes Domaradzki w swoim przemówieniu przypomniał, co Rada zrobiła w minionym roku, a było się czym pochwalić. Szkoda tylko, że oprócz niekwestionowanych sukcesów nie zostało powiedziane, jaki zakłada się plan, by ożywić środowisko intelektualistów, bo przecież człowiekowi dla ducha też się coś należy.
Polska Rada ma ambicję pokazania, że Polonia Berlina jest integralną częścią Berlina i to po części realizuje, głównie organizując festyny. To chwalebne, ale czy nie należałoby nieco bardziej zadbać o wykorzystanie potencjału artystów, pisarzy, historyków i hobbystów.
Istotne wydaje się też przyciągnięcie także i nowych przybyszów w Berlinie. Trzeba poszukiwać dróg do wypracowania nowej formuły, ukazującej Polonię berlińską w zmieniających się czasach i w szerszej przestrzeni publicznej.
Wiele można zdziałać, jeśli działanie będzie wspólne, a tu potrzebna jest pozytywna motywacja, wzajemne wsparcie i chęć bycia aktywnym. Polska Rada zadeklarowała, że nie odrzuca nikogo, kto pragnie „być razem”, że nie dzieli Polonii na „nas i was”, na lepszych i gorszych. Chce utrzymywać kontakty ze wszystkimi, nawet tymi, którzy się różnią, ba, nawet odcinają. To wciąż jeszcze początki. Czas pokaże, że nie warto się spierać tam, gdzie, przy szacunku dla różnicy poglądów, najlepiej jest być razem. Bo nie nasze spory są ważne, nie nasze zacietrzewienia i urazy, lecz Polska.
Jest dobrze. Tak. Ale może być lepiej, bo zawsze może być lepiej. Na pewno jest tak, że nie będzie się o nas mówiło źle, jeśli będziemy się wzajemnie szanować. A czego życzył sobie i Polonii berlińskiej – prezes Polskiej Rady w Berlinie? Cytuję: „Niech więc będzie to rok wspierania wielojęzyczności w polskich rodzinach w Berlinie, bo znajomość każdego języka, a ojczystego tym bardziej, to prawdziwy skarb, jedyny może, jaki możemy przekazać następnym pokoleniom. Kultywujmy polską kulturę, bo to ona pozwala nam powiedzieć ‘jestem Polakiem’, niezależnie od tego, gdzie mieszkamy. I dążmy do jedności”. Należy w tym miejscu wspomnieć, że ambitnych celów nie osiągnie się bez poświęcenia społecznego, bez ofiary czasu, pracy a często i pieniędzy. W 2014 roku Rada zamierza zrealizować wielkie projekty i oby starczyło sił i środków finansowych.
Ale na razie, jak to „zaordynował” prezes Domaradzki, mieliśmy się bawić. Bawcie się, powiedział. I bądźcie szczęśliwi. Bawiliśmy się więc przy legendarnym zespole Czerwone Gitary i piosenkach, których słowa niemal wszyscy znamy na pamięć. To nie do wiary, że przetrwały pół wieku i nie znudziły się, wręcz odwrotnie – można ich słuchać bez końca i nigdy dość. Zaczęliśmy wspólnym śpiewem „szaba daba da da da da da”, a potem jak szaleni śpiewaliśmy wraz z zespołem ”nie zadzieraj nosa, baw się razem z nami”, „Kwiaty we włosach”, „Nie spoczniemy“, „Już za rok matura“, „Ciągle pada”, „Nikt na świecie nie wie” i „Płoną góry, płoną lasy”.
A po wspaniałym koncercie był jeszcze czas na nieformalne spotkanie przy lampce wina. W towarzyskich rozmowach słychać było gwar gorączkowych rozmów, jak zwykle – o Polakach, Polsce – rozmów, które są nieodłączną częścią każdego spotkania Rodaków.
W rozmowach przewijały się też drobne i mniej drobne uszczypliwości pod adresem organizatorów. Nie zmieniają one faktu, że koncert był ogromnym sukcesem i dawno się tak dobrze nie bawiliśmy, ale spiszmy tu i owe małe niedociągnięcia, by można ich było następnym razem skutecznie unikać.
Zaproszenia! Koncert był za darmo! Cudownie! Ale musi być wymóg zgłoszenia i rozdzielanie zaproszeń numerowanych. Bo inaczej przed wejściem dzieją się dantejskie sceny i wielu tych, którzy zostali osobiście i imiennie zaproszeni, nie weszło na salę.
Przemówienia i moderacja. To był nasz wielki dzień, prawdziwe święto Polonii, dlaczego więc bez przerwy była mowa o „RP” a nie o Polsce lub wręcz Rzeczpospolitej Polskiej?
Czytanie przemówień z kartki! Ojej, Panowie i Panie, nie czyta się z kartek! Nie czyta się z kartek! Nie… A jak już, to trzeba to w domu wiele razy przetrenować.
Warto też popracować na dykcją i gestykulacją. Pan prezes przypomniał jubileusz wspaniałej naszej aktorki, Teresy Nawrot – może by tak poprosić ją o krótki intensywny kurs zachowania na scenie. Każdemu się przyda. Sama oczywiście też chętnie wezmę w nim udział.
No i wreszcie – fotografowanie. Wielka to zasługa naszego fotografa polonijnego, Stefana Dybowskiego, że nieznużenie fotografuje nas i nasze imprezy, ale… Stefanie, nie stawaj już nigdy na wprost jubilatów, bo my, tłumek z sali, zamiast sceny wręczania kwiatów mogliśmy sfotografować tylko… Ciebie! I nie chodź za plecami muzyków, bo muzycy ludek wrażliwy, nie byli zachwyceni. A zresztą, może to wcale nie ma być uwaga do Stefana tylko do organizatorów – może trzeba wprowadzić zasadę, fotografujemy tylko wtedy i wtedy i stąd lub stąd, to wtedy nie dojdzie do takich sytuacji.
No, a jak już wytrząsnęłam tu zasłyszane uwagi i opinię, powtórzę na zakończenie raz jeszcze – było wspaniale i dziękujemy!!!!
Krystyna Koziewicz
Komentarze
Artykuł przeczytało 1 925 Czytelników