Z cyklu: nasze sprawy
Stała się rzecz straszna… Niesprawiedliwość została wykorzystana w imię niesprawiedliwości. Zaczęło się wszystko od wyrugowania polskich struktur, polskiego języka, polskiej infrastruktury przez rozporządzenie Göringa z 27 lutego 1940 r. Idące za tym oburzające zniszczenia, nielegalna konfiskata majątku mniejszości polskiej podczas II wojny światowej, mordy na działaczach mniejszości polskiej w Niemczech do dziś za mało znalazły odzwierciedlenia w niemieckim obrazie II wojny światowej oraz za mało zadośćuczynienia. Ta krzywda determinuje charakter działania Związku Polaków spod Znaku Rodła, jednej z nielicznych organizacji uznanej jako reprezentant Polonii w Niemczech do rozmów z polskim rządem przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. Pasuje też do polityki partii Prawo i Sprawiedliwość, o której wiadomo, że nie spocznie, dopóki nie otrzyma reparacji wojennych. Ale nie otrzyma, tym bardziej teraz, bo oznaczałoby to, że Niemcy opłacałyby obecny reżim, który same krytykują.
Dzielenie skóry na niedźwiedziu
Argument, że język polski jest za mało finansowany w Niemczech, posłowie Prawa i Sprawiedliwości oraz Solidarnej Polski wykorzystali w walce z Niemcami, zamiast siąść z nimi do Okrągłego Stołu. Do swoich potyczek z Niemcami zaangażowali polonijnych działaczy ze Związku Polaków spod Znaku Rodła.
Strona polska (Sejm RP i Ministerstwo Edukacji) oraz prorządowe organizacje polonijne z Niemiec same sięgnęły po sprawiedliwość. Komunikat był jasny: odebrane mniejszości niemieckiej środki mają być przeznaczone na finansowanie języka polskiego w Niemczech.
Pikanterii dodaje fakt, że odebrane zostały środki na nauczanie języka niemieckiego mniejszości niemieckiej z rejonu Opolszczyzny, z terytorium, na którym przed II wojną światową to właśnie Związek Polaków Rodło miał najwięcej swoich członków.
W 2016 roku zostało zawarte zostało Porozumienie pomiędzy Związkiem Polaków w Niemczech spod znaku Rodła, Polską Macierzą Szkolną, Kongresem Polonii Niemieckiej oraz Chrześcijańskim Centrum. Otrzymywały one środki na nauczanie języka polskiego w Niemczech. Te środki zostały dystrybuowane wśród parafii katolickich i ich organizacji członkowskich, z których nie wszystkie miały doświadczenie projektowe Te organizacje też najprawdopodobniej otrzymają pieniądze odebrane mniejszości niemieckiej, tak przynajmniej zapowiada Janusz Kowalski, który wraz z delegacją przedstawicieli tych organizacji 3 lutego 2022 już omawiali z ministrem edukacji narodowej, w jaki sposób te środki będą dystrybuowane. I dzielili skórę na niedźwiedziu.
Nie tędy droga
Tymczasem nie tędy droga. Polska strona nadal nie rozumie, że za nauczanie języka polskiego w Niemczech odpowiadają ministerstwa edukacji poszczególnych krajów związkowych (landów). I że forum je skupiającym jest Stała Konferencja Ministrów Edukacji i Kultury w Niemczech, i że aby zdobyć środki na nauczenie języka polskiego trzeba zabiegów lobbystycznych w poszczególnych krajach związkowych. A przede wszystkim, że w niektórych z tych krajów związkowych progresywne inicjatywy polonijne już tę pracę lobbystyczną wykonują, a działania polskiego rządu mogą być dla ich starań kontra produktywne. I że w wielu miejscach, jak w Berlinie, w Nadrenii Północnej Westfalii czy w Dolnej Saksonii niemiecka administracja publiczna działa już w tym zakresie.
W jednej decyzji minister edukacji zawarł dwie nikczemności: rażącą dyskryminację mniejszości niemieckiej oraz uczynienie z niemieckiej Polonii potencjalnego wspólnika, współsprawcy w tym niesprawiedliwym czynie.
Dystrybuowanie środków finansowych odebranych mniejszości niemieckiej w Polsce wśród organizacji polonijnych w Niemczech stawia te ostatnie w niejednoznacznej sytuacji, gdyż mają do wyboru: albo będą wydawać pieniądze znaczone łzami dzieci mniejszości niemieckiej, albo będą niewdzięcznikami, nie korzystającymi z możliwości nauki języka kochanej ojczyzny.
Ale po paru latach nie wiem, czy mój syn, wychowany w duchu sprawiedliwości, nie miałby mi za złe, gdyby po latach okazało się, że jego lekcje języka polskiego były płacone ze środków na naukę języka niemieckiego jego równolatków z regionu opolskiego, z którego pochodzi jego polska babcia.
Trzy pieczenie na jednym ogniu?
Wraz z odebraniem subwencji oświatowej mniejszości niemieckiej i planowanym przekazaniem jej prorządowym organizacjom polonijnym w Niemczech było możliwe załatwienie kilku spraw za jednym razem.
Po pierwsze: osłabienie mniejszości niemieckiej w regionie (poseł Janusz Kowalski już zapowiada, że w następnym kroku chce odebrać miejsce dla posła mniejszości niemieckiej w polskim Sejmie), rok temu mniejszość niemiecka już toczyła z nim batalię o tablice z niemieckimi nazwami w rejonie Opolszczyzny.
Po drugie: rozpoczęcie oficjalnej wojenki z Niemcami w sprawie braku wdrażania symetrii, to zabieg taktyczny polskiej dyplomacji, który, jak widzieliśmy po stanowisku rządzącej SPD miał, póki co skutek odwrotny od zamierzonego z jednej strony i wyświadczył niedźwiedzią przysługę sprawie języka polskiego w Niemczech z drugiej (SPD potępiło działania PiS i na dokładkę powiedziało, że Niemcy przeznaczają miliony na wspieranie języka polskiego w Niemczech, co z kolei w debacie wywołało wrażenie, że to finansowanie przebiega bezproblemowo, a wcale nie przebiega).
Po trzecie: wzmocnienie prawicowej flanki Polonii w Niemczech. Już od 2015 roku wiele progresywnych projektów organizacji podejrzanych o liberalne nastawienie do świata przestały być sukcesywnie finansowane ze środków MSZ na wspieranie Polonii. Taka polityka postawiła wiele organizacji polonijnych w bardzo ciężkiej sytuacji. Zdane do tej pory na środki konsulów na projekty polonijne lub z programu „Współpraca z Polonią i Polakami poza granicami kraju” polskiego MSZ, zostały pozostawione same sobie (swoją drogą niekorzystny ten rozwój wyszedł wielu z nich na dobre, bo nauczyły się sięgać po środki europejskie lub niemieckie, wychodząc poza ramy swojej diasporyczności).
Język polski jest, ale…
Wiele się wydarzyło w ostatnich latach. Język polski coraz częściej jest traktowany w kontekście tzw. H(S)U, czyli nauczania języka kraju pochodzenia, co daje mu więcej możliwości finansowania ze środków niemieckich. W większości krajów związkowych jest możliwość utworzenia grup nauczania języka polskiego w szkołach publicznych, pod warunkiem, że takie zapotrzebowanie zgłosi 10-15 rodziców. Praktycznym problemem jest rozproszenie polskich rodzin po dzielnicach lub miejscowościach, a sama Polonia ma za słabe struktury, aby się zorganizować – zarówno w celu dowożenia dzieci, jak również w celu stworzenia silniejszego głosu w sprawie rozbudowy oferty języka polskiego w regionach.
Strona niemiecka często powtarza, że nie ma zapotrzebowania na lekcje j. polskiego, ale brak jego zgłaszania się przez polskich rodziców jest skutkiem braku informacji o istniejących możliwościach, które uzyskiwaliby tuż po przybyciu do Niemiec, albo już w kraju pochodzenia oraz ogólnego trendu słabości partycypacji migrantów w Niemczech.
Brakuje nowoczesnych struktur organizacyjnych, które mogłyby odpowiadać na zapotrzebowanie polskiej społeczności w Niemczech. A istniejące struktury są słabe, bo organizacje polonijne od lat były zdane na wsparcie z Polski i spolityzowane.
Słowem obie strony mogłyby dla języka polskiego i rozwoju struktur organizacji polonijnych w Niemczech zrobić o wiele więcej.
Europejski kontekst nauki języków kraju pochodzenia
Unia Europejska jest dla Niemiec bardzo ważna, bo stoi za nią cały szereg wartości, których przestrzegamy. W sporze między Polska a Niemcami o praworządność, Turów, i w końcu o język polski w Niemczech, nie powinni ucierpieć ci, którzy właśnie dzięki tej wielkiej zdobyczy UE – możliwości swobodnego przemieszczania się między krajami europejskimi – znaleźli się w Niemczech i którzy są objęci Dyrektywą unijną z 1977 roku. Oni i ich dzieci chcą mieć dostęp do projektów w swoim języku ojczystym, do informacji, zanim nie nauczą się języka niemieckiego a przede wszystkim chcą mieć dostęp do nauki języka polskiego dla swoich dzieci, żeby te mogły rozmawiać z dziadkami i babciami w Polsce.
Czego sobie może życzyć mama polskiego dziecka w Niemczech?
Najbardziej potrzebne jest, i piszę to z perspektywy praktyka, czyli matki, aby język polski zaistniał we wszystkich niemieckich szkołach i tego 38 milionów złotych nie załatwi. Nie wiem, czy mój syn za dziesięć lat będzie miał czas, aby chodzić często na zajęcia pozalekcyjne. Jest bardziej prawdopodobne, że znajdzie sobie wiele innych atrakcyjnych zajęć. Ale będzie się uczył polskiego, jeśli będzie wiedział, że ocena z tego języka znajdzie się na jego świadectwie szkolnym. Dlatego chcę, aby do tego czasu rozwinęła się odpowiednia oferta we wszystkich landach.
Trzeba podkreślić, iż tworzone są możliwości jego nauczania w wybranych szkołach. Ale nie powinien być on traktowany „poza lekcyjnie” a ocena powinna znaleźć się na świadectwie szkolnym oraz wliczać się do średniej ocen. Niektóre z tych postulatów, jak w Dolnej Saksonii są już realizowane, w innych krajach związkowych potrzebne są dalsze działania.
Czego potrzebuje Polonia i stosunki polsko-niemieckie
Dlatego zamiast barykadować się w swoich okopach i krytykować, czas dla polityków siąść do wspólnego stołu, przyznać się do swoich słabości i pokazać klasę, czyli zacząć tam, gdzie skończył Bartoszewski i od tego punktu, kiedy politycy z Polski i z Niemiec potrafili jeszcze rozmawiać bez nakręcania dyplomatycznej spirali konfliktu.
A pracy jest dużo. Trzeba stworzyć odpowiedni fundusz na projekty w języku polskim i na pozaszkolną naukę języka polskiego ze środków niemieckich, który umożliwi realizację projektów w języku polskim. Fundusz, który nie byłby polityczny i miałby niezależne jury. Trzeba aktywować Pełnomocników ds. Polonii, którzy działają w Niemczech głównie w randze landowych Pełnomocników ds. Integracji, bo to oni są dla Polonii łącznikami z niemiecką administracją. Trzeba uruchomić punkty doradcze dla Polaków, którzy przyjeżdżają do Niemiec, żeby wiedzieli, jak skorzystać z niemieckich i polonijnych ofert.
A jeśli strona niemiecka już planuje jakoś rozwiązać ten problem, to ważne jest, aby zasięgnęła opinii szerokich środowisk, żeby rozwiązanie z niemieckiej perspektywy nie okazało się krótkowzrocznym projektem bez uwzględnienia potrzeb samej Polonii.
Dajcie polskiej społeczności szansę
Odbieranie subwencji oświatowej mniejszości niemieckiej, nie prowadzi do uzyskania symetrii, to jest to zrównywanie do dołu – zabiera się lepiej rozwiniętemu, żeby był słabszy.
Jeśli w 1940 roku zniszczono struktury, to przywróceniem symetrii byłoby odbudowanie struktur, czyli wsparcie instytucjonalne na rozwój struktur, które nie mogły się rozwinąć przez konsekwencje II wojny światowej. I to wszystkich struktur, nie tylko lewicowych czy prawicowych. Brak drożności w traktacie i niesprawiedliwość z przeszłości blokuje wartki proces możliwych rozwojów polskiej społeczności. Społeczności ludzi wykształconych, mądrych i pracowitych, która może swoimi działaniami dać Niemcom wiele dobrego.
Przywrócenie symetrii może się dokonać tylko przez działania, które dałyby większe szanse polskiej społeczności i polskim organizacjom w Niemczech, tak, aby mogły wzrastać, rozwijać się, realizować swoje pomysły poprzez liczne innowacyjne projekty i aby społeczność ta mogła zbudować silne struktury i sieci, rodziców, młodzieży, organizacji różnych branż, tak, jak się to udało przez ostatnie trzydzieści lat mniejszości niemieckiej w Polsce, – a może nawet lepiej.
Nadesłała: dr Kamila Schöll-Mazurek
Foto: Edyta Gontarek
Komentarze
Artykuł przeczytało 662 Czytelników