Święta Wielkanocne to okazja na rodzinne spotkania, rozmowy ze znajomymi oraz bezcenne godziny, dni spędzone w Polsce po 7 miesięcznej nieobecności. Cieszyłam się na podróż autobusem Flixbus, tym razem nie jechałam niewygodnym piętrusem a eleganckim autokarem. Trasa przejazdu nieco zmieniona, wiodła przez małe miejscowości, co pozwoliło zaobserwować, jak wygląda dzisiaj prowincja. Do wybudowanych nowoczesnych obiektów przemysłowych człowiek zdążył się przyzwyczaić, z dumą można oglądać efekty reformy Balcerowicza z okresu transformacji ustrojowej oraz członkostwa w Unii Europejskiej. Zbudowano potencjał, który nareszcie daje konkretne korzyści i pewnie dlatego Rząd ze spływającego strumienia pieniędzy od podatników mógł zapoczątkować wprowadzenie programu socjalnego. No i dobrze!
Z okien autokaru widać było wyraźnie podział na dwie Polski, jedna przez duże B- jak bogactwo i druga przez małe b – jak bieda. W niektórych małych miejscowościach, na wsi, tamgdzie nie ma przemysłu, czas zatrzymał się w miejscu. Widok nie remontowanych budynków, zakładów, opuszczonych domów jednorodzinnych świecących pustkami sprawiał przygnębiające wrażenie. Przypuszczam, że w te zaniedbane miejsca na pewno nie przyjadą z kampanią wyborczą kandydaci do Sejmu, Senatu czy do Parlamentu Europejskiego.
Święta minęły tradycyjnie w gronie rodzinnym i wielopokoleniowo. Co ciekawego zauważa się prawie w każdym polskim domu najstarsi szykujący stół wielkanocny jak zwykle uwijają się na pełnych obrotach zajęci gotowaniem ulubionych potraw i pieczeniem znakomitych wypieków. To nic, że pot leci z czoła, nogi bolą, odpoczną chwilę i dalej zasuwają.
A młodzi?
Oni sprawiają wrażenie ciągle zmęczonych, jakby ich zasoby energii były podobne do energii smarfonów, wymagające bezustannego ładowania. Zmęczenie tłumaczą pracą w biurach, podróżą, potrzebują długiego wypoczynku, by dojść do siebie. Nasze pokolenie Wańka Wstańka nie potrafi zrozumieć, że dzisiejsi młodzi szybko się męczą bez wcześniejszego wielkiego wysiłku. Ale cóż się dziwić, skoro odżywiają się z porad znalezionych w internecie, takie są trendy – jak powiadają. Broń Boże mięso, szynka czy ziemniaki lub zwyczajny chleb. Nasze polskie smaki to tylko przez grzeczność bywają degustowane. Każda potrawa musiała przejść lustrację pod kątem zawartości tłuszczów nasyconych i nienasyconych. Owszem, próbowano po łyżeczce by sobie nie zaszkodzić, nie utyć, żeby nie trzeba było później spędzać godzin w fitnes studio.
Rano piją jakiś miód manuka, a dopiero po godzinie wrzucają do żołądka jogurcik z ziarenkami. W lodówce cała gama soków, napojów z aloesu, ziół i warzyw. W pokojach, łazience u młodych pełna półka przedziwnych kosmetyków: rozmaite kremy, płyny do twarzy, skóry, włosów, paznokci. Po pracy Joga i pichcenie czegoś tam nieapetycznego na olejach. Powiedziałabym jedzenie kosmonautów, jakby nie z tej Ziemi. To nie to, co my..zajadamy się potrawami mamy, babuni, dziadka, wujka. Jak tak dalej pójdzie to zaginie tradycyjna kuchnia polska.
c.d nastąpi..
Komentarze
Artykuł przeczytało 1 536 Czytelników