22 kwietnia 2020 – Dzień Ziemi

22 kwietnia – Dzień Ziemi

 

…„Niech się nikomu nie zdaje, że dla zachowania ludzkości wystarczy walczyć z zanieczyszczeniami, lepiej gospodarować zasobami Ziemi i powstrzymywać mnożenie się szkodliwych obszarów działalności ludzkiej. Przyczyny naszych nieszczęść tkwią w naszych duszach. I tam znajdują się powody nadziei, że staniemy się wreszcie ludźmi. Proces uczłowieczenia może posuwać się dalej tylko pod warunkiem, że poczujemy się w pełni solidarni ze światem żywym, z tą Ziemią, której elementy chemiczne nagromadziły się stopniowo przez miliardy lat, by utworzyć dziwnego i skomplikowanego dwunoga, któremu Linneusz przedwcześnie nadał imię Sapiens. Nie doszliśmy jeszcze do kresu ewolucji, która przeprowadziła nas ze stanu prymitywnych człowiekowatych do stadium tryumfujących ludzi ery atomowej. Po etapie techniki musimy teraz przebyć etap myśli, dopiero wtedy będziemy mogli mówić o prawdziwej cywilizacji”….  Jean Dorst

 

Nasza planeta cierpi, jest zagrożona, co my zwykli obywatele tego świata możemy w codziennych działaniach uczynić dla ochrony środowiska? Najlepiej byłoby zacząć od siebie, od małych kroków, które zsumują się w czyny wielkie i dopiero powszechność pewnych nawyków zachowań spowoduje dostrzegalne efekty. Zaoszczędzony litr wody pomnożony przez parę milionów daje już pojemność małego jeziorka. Idąc po sprawunki nie musimy za każdym razem kupować plastikowej torby, nie trzeba też używać pralki z paroma ciuszkami, palić światła w pomieszczeniu, gdzie nas nie ma. To od sumy naszych działań i chęci respektowania otaczającej nas Natury zależy los Ziemi. Przyroda cierpi!

Tak pisze o tym ks. Jan Twardowski.

 

Rachunek dla dorosłego”

Jak daleko odszedłeś od prostego kubka z jednym uchem

Od starego stołu ze zwykłą ceratą

Od wzruszenia nie na niby

Od sensu

Od podziwu nad światem.

 

Warunkiem tworzenia społeczeństwa żyjącego zgodnie z prawami natury jest edukacja, kształcenie powszechnej świadomości, że świat składa się z określonej puli zasobów, której nie da się pomnożyć i która wystarczyć musi na następne pokolenia. Nie ma miejsca na egocentryzm i zachłanność. Człowiek nie może dominować nad przyrodą lecz musi nauczyć się ją respektować. Nasze zachowania konsumenckie muszą być bardziej  świadome – musimy kupować rzeczywiście to, co jest naprawdę potrzebne. Każda rzecz ma swój koniec i wcześniej czy później najelegantsza sukienka czy najdroższy samochód stanie się zużytym śmieciem. Podobnie śmieciami staną się w swoim czasie najwytworniejsze markowe sprzęty domowe, butelki po napojach, tysiące opakowań, tony plastiku. W gospodarce rynkowej to klienci uznają, co jest warte nabycia, a producenci ich potrzebom podporządkowują się.

Każdy kto wychowywał się na wsi, nabył co nieco nawyków ekologicznych, które wymuszało samo życie, jak: oszczędność wody (czerpało się ze studni), światła i stara polska zasada, że nie wolno wyrzucać jedzenia – odpadkami karmiono ptactwo, zwierzynę. Do sklepu chodziło się z małą siatką, foliowe torebki były nieznane, śmietanę i mleko kupowało się butelkach na wymianę, a kolorowe cukierków rzadko były opakowane.  Z pewnością dzieciństwo spędzone na zielonej trawie w ogrodzie, wśród krzewów i drzew, zwierząt domowych, wielkich połaci łąk i pól wykształciło podziw i respekt dla przyrody.

Pierwsze nawyki ekologiczne przyswoili mi już w dzieciństwie rodzice, babcia, dziadek. Pokazali, do którego wiadra wrzucać resztki jedzenia dla świnek, gdzie składać papiery, a gdzie odstawiać butelki. Wspólnie ze starszym rodzeństwem spędzaliśmy czas w ogrodzie na zabawach, zrywaniu owoców, ale też i na pracy. Trzeba było bardzo uważać, by nie łamać gałęzi, nie zabijać pszczół i nie zapominać o podlewaniu kwiatów, warzyw. Ojcowskie nakazy!

Niestety,  z różnych powodów trzeba było opuścić cudowną krainę i zamieszkać w mieście. Byłam jeszcze dzieckiem. Nowe miejsce – miasto wojewódzkie było brzydkie – wokół zabudowania, bloki mieszkalne, zabetonowane ulice, asfalt, żadnej zieleni. Owszem, parę drzewek i krzewów rosło dla ozdoby i jakieś tam rabatki w centrum miasta, na głównych ulicach drzewa powycinano, ażeby kierowcy mieli lepszą widoczność.

I choć dzisiaj  warunki życia są diametralnie różne, konsumpcja dóbr materialnych przerasta potrzeby ludzkie. Co innego dzisiejsi renciści, emeryci – to grupa społeczna żyjąca najbardziej ekologicznie. Ich po prostu nie stać na marnotrawstwo! Nieraz zadaję sobie pytanie, czym ziemia ma oddychać, skoro kurczy się jej wolna powierzchnia, oddana pod nowo powstające budowy? I te betonowe dróżki do garażu, aby opony nie naraziły się na zabrudzenie – to już naprawdę wielka przesada!

Zdaję sobie sprawę, że mówię tu banały i że jest to po prostu śmieszne, a jednak namawiam do zmiany nawyków, do segregowanie śmieci, stosowania żarówek energooszczędnych, gotowania pod przykrywką, prania pełnej pralki, izolacji okien, używania papieru toaletowego z recyklingu. Pamiętam – kiedy chodziłam do szkoły, zbierałam flaszki, makulaturę  dźwigając wielgachne tobołki do punktu skupu. W ten oto ciężki dla wątłej osóbki, jaką byłam, sposób osładzałam sobie życie dropsami, lizakami, lemoniadką, czekoladką.  To samo robiły moje dzieci, polując zapalczywie na wszelakie  żelastwo, butelki, papier, tekturę – bo miały z tego wielką uciechę.   Dzisiaj   nie słyszy się o zbieraniu przez młodzież czegokolwiek, no ale, jak nie ma punktów skupu makulatury kto i po co będzie zbierał, jeśli nikomu na tym nie zależy? A może się mylę? Daj Boże!

Od kiedy mieszkam w Berlinie przyzwyczaiłam się, że kupując napoje płacę z góry kaucję, więc automatycznie każda butelka i każdy słoik są obligatoryjnie w wielkim poszanowaniu. Powszechną popularnością cieszą się sklepy tzw. drugiej ręki,  podobnie jak pchle targi, na które każdej niedzieli chodzą tłumy ludzi. To wszystko to sprawnie funkcjonujący system pozyskiwania przedmiotów z recyklingu, łatwy do zrozumienia, przyswojenia i realizacji.

Jednym słowem nie ma sensu za wiele filozofować o  poszanowaniu matki Ziemi, bo każdy o tym wie…  trzeba tylko przejąć rozwiązania sprawdzone, a ludzie sami włączą się w łańcuch naczyń powiązanych. Inaczej zmarnujemy bez potrzeby tony papieru wypisywaniem morałów, a natura nadal będzie cierpieć.

Kończąc  eko-wywody, chcę dodać, że unikam w mieszkaniu wielkiej trakcji elektryfikacji, plastikowych dekoracji i innych niepotrzebnych kurzołapów i durnostojek, natomiast wysoko cenię wyroby z naturalnego tworzywa, zwłaszcza wikliny, które za psie grosze kupuję na pchlich targach. Jak zatem widać,  przemysł nie ma ze mnie za wiele pożytku, ponieważ moim sklepem i zaopatrzeniowcem są targowiska z używanym sprzętem i innymi potrzebnymi duperelami.  A propos ochrony natury – sadźmy drzewa! To pomysł, który zrodził się, kiedy trzeba było kupić prezent urodzinowy dla brata. Kupiłam mu sadzonkę do ogrodu i od tej pory każdemu, kto posiada dom z ogrodem, kupuję drzewko. Jedno z nich rośnie w Lęborku, Opolu, Krynicy, a nawet w Kanadzie. Może chociaż w ten sposób oddam Ziemi to, co sama nieopatrznie zniszczyłam?  

Komentarze

komentarzy


Artykuł przeczytało 1 127 Czytelników
Pin It