Berlin dawniej i dziś

Przemyślenia w czasie pandemii

Tylko przemyślenia kształtują człowieka. Myślę, więc jestem! Od ponad 30 lat Berlin stał się miejscem mojego życia, który już od czasu osiedlenia spodobała mi się wszechobecna wolność i poczucie bezpieczeństwa, w tym także socjalnego. Może ktoś pomyśli to, co większość Polaków mniema, że właśnie  socjalne świadczenia są dla mnie najważniejsze i dlatego prawię komplementy.  Nic z tych rzeczy, zawsze byłam „kobietą pracującą”,  jak to mówiła  słynna Irena Kwiatkowska  z filmu „Wojna domowa”. Mam za sobą 30 letni staż pracy, z tego 25 lat w Polsce, jako pedagog i dyrektorka instytucji oświatowej, w Niemczech 5 lat pracy  w  senackiej kantynie. Do tego trzeba doliczyć jeszcze ponad 20 lat pracy jako wolontariuszka w redakcjach polonijnych, Biurze Polonii, a ostatnimi laty jako polonijna blogerka. Mogę zatem śmiało powiedzieć, że każda wykonywana praca dawała mi przede wszystkim poczucie niezależności finansowej, satysfakcję  i zadowolenie z aktywności umysłowej oraz to, że nic nie robienie – to nie moja mentalność! Zarówno profil, jak i zakres działalności społecznej przedstawia niniejszy Blog Polonia, który dokumentuje życie Polonii berlińskiej z  mojej perspektywy.

Teraz, kiedy w okresie pandemii ludzie są jakby pozamykani w czterech ścianach nie dramatyzuję, wręcz cieszę się, że wreszcie  prawdziwie sobie pomieszkam urządzając balkon po renowacjach oraz porządkując wszystkie kąty z zalegających rupieci. Rozumiem doskonale sytuację tych ludzi, których dotknęła ta nieszczęsna izolacja , zwłaszcza osób samotnych, zakażonych i tych, którzy na zamknięciu firmy stracili finansowo. Jednak ci ostatni zostali odpowiednio zrekompensowani przez rząd niemiecki i to dość sowicie – tak powiedział mój znajomy. Wierzyć się nie chciało, iż z chwilą złożenia wniosku dla jednoosobowej firmy w ciągu 3 dni  wpłynęło na konto 9 tysięcy euro. Kapitalna sprawa!

I tak mając dużo czasu na przemyślenia często wracam wspomnieniami do przeszłości z czasów życia w PRLu. Nie uważam tego okresu za całkowicie stracony, dla mnie była to niezliczona ilość lekcji pokory i  hartowania organizmu.  Pokonywanie wszelkich trudności w życiu codziennym nie oznaczało załamywanie rąk,  samodzielności i odpowiedzialności za podejmowane wybory, czy decyzje trzeba było się samemu nauczyć.

W dość młodym wieku poznawałam tajniki życia społecznego, o dziwo,  jakoś  nigdy nie miałam potrzeby  imponowania  komukolwiek. Intuicyjnie starałam się być sobą i tak też pozostało do dnia dzisiejszego, ponieważ bycie sobą znaczyło iść własną drogą.  Nie lubiłam i nadal nie lubię kreować się na kogoś innego, lepszego, doskonałego. A niby po co?

Wracając do czasu życia na obczyźnie poza problemami językowymi  w okresie początkowym pełnymi garściami czerpałam z życia to, co oferowała zwyczajna codzienność. A było to bardzo interesujące,  mieszkałam w pobliżu największego placu budowy – Potsdamer Platz, gdzie  na moich oczach powstawało najnowocześniejsze, jak na owe czasy centrum handlowo – kulturalne. Co mnie wtedy najbardziej zaskoczyło to niemieckie zielone podwórka z bogato wyposażonymi placami zabaw dla dzieci i rekreacji dla dorosłych z  ławeczkami, altankami do siedzenia, stołem do ping ponga. Niby to normalność dzisiejszych w Polsce, jednak za moich czasów istniały wyłącznie tzw. ogródki jordanowskie z piaskownicą i huśtawkami.  Moje wnuczki każdego roku przyjeżdżały na wakacje, właśnie ze względu na licznie dostępne place zabaw. Uciechy miały, co niemiara!

Życie publiczne w Berlinie to mnóstwo rozmaitych parków, ogrodów, instytucji kulturalnych, festiwali, festynów ulicznych z muzyką, konsumpcją, piciem piwa przy tradycyjnych kiełbaskach. Początkowo byłam ta formą relaksu zafascynowana (teraz znaczniej mniej), podobało mi się, jak rozweseleni ludzie siedzą sobie przy stołach, śpiewając na całe gardło niemal każdą piosenkę wspólnie z wokalistą czy zespołem. Niemcy potrafią godzinami śpiewać  pełne teksty piosenek i jest to zjawisko dość powszechne. Do dzisiaj ten zwyczaj trwa, a zwłaszcza, kiedy zbliża się weekend w niemieckiej telewizji lecą programy rozrywkowe z udziałem popularnych zespołów, światowych gwiazd, że człowiekowi chce się żyć widząc radość ze wspólnej zabawy. Właśnie o to chodzi, by cieszyć się życiem i ja tego radosnego bakcyla tutaj w Niemczech połknęłam. Cieszę się, że jestem tutaj, w tym miejscu,  bo to dobre i przyjazne miejsce do życia.  Także teraz w czasach koronowirusa!

Komentarze

komentarzy


Artykuł przeczytało 1 484 Czytelników
Pin It