Z życia wzięte – Amor, amor

Amor, amor

Historie miłosne okazuje się mają dość sporą poczytność. Być może dlatego, że niektórzy z nas chcieliby się dowiedzieć, jak wygląda miłość u innych czy życie kochającej się pary. Kto wie może konfrontując się samemu z naszą sferą uczuciową dowiadujemy się wtedy nieco więcej o sobie?

Obserwując znane mi szczęśliwe pary zauważam jedną wspólną cechę sprzyjającą długiemu pożyciu. Otóż, akceptacja partnera takim, jakim jest bez próby dokonywania jakichkolwiek zmian oraz dawanie sobie nawzajem sporej dawki osobistej wolności.

Przykładem niech będzie poniższa historia.

W budynku, w którym mieszkam pojawił się 8 lat temu nowy bywalec o nieco dziwacznym wyglądzie, przypominający berlińskiego tzw. „penera”. Niekiedy mijaliśmy się na korytarzu, w bramie wejściowej, windzie czy ulicy będąc uprzejmie witana.

Pewnego razu moją uwagę przykuło pozdrawianie owego gościa do kogoś z ostatniego piętra. Spojrzałam dyskretnie w górę i własnym oczom nie dowierzałam, że ten ktoś wysyła całuski mojej polskiej sąsiadce. Liczyła sobie  p0nad 75 wiosenek, z wyglądu miała sympatyczny wyraz twarzy, gładką jasną cerę, która odmładzała ją o dobre 10 lat.. Cieszyłam się, że po wielu latach życia w samotności znalazła bratnią duszę. Zastanawiałam się tylko dlaczego związała się z kimś, którego wygląd kojarzył się z lumpiarzem? Właściwie powinnam się wstydzić używając obraźliwych słów o człowieku, którego w ogóle nie znałam. Sorry, ale chciałam po prostu  oddać skojarzenie tej nieco odmiennej osoby od zwykłych ludzi.

No tak, jak pamiętam – sąsiadka zawsze miała dobre serce dla ludzi w potrzebie, regularnie wysyłała pieniądze do Afryki, rozmaitych fundacji charytatywnych. Pomyślałam sobie, że to jest jej życiowa misja-  pomagać słabszym. Po oswojeniu się z tym faktem przestało mnie dziwić, że zaopiekowała się z facetem z tzw. marginesu społecznego.(???) W skrytości miałam obawy, że zostanie podstępnie wykorzystana.

Z moją sąsiadką spotykałyśmy się dawniej na kawie, obiedzie, raz u mnie, raz u niej. Od jakiegoś czasu ustały wzajemne odwiedziny, co zaświadczało, że niekoniecznie potrzebuje mojego towarzystwa.

W dalszym ciągu widywałyśmy się w windzie, przed budynkiem na krótkie pogaduszki. Za którymś razem przyznała, że poznała mężczyznę o 28 lat młodszego, który zwyczajnie zagadał ją na ulicy proponując wspólny spacer.  Zgodziła się bo – jak oznajmiła – było żal biedaka.

Od tej pory znajomość zaczęła stopniowo rozwijać się, on potrzebował kogoś z kim mógłby porozmawiać, ona tak samo. Lubił wypić, ale na wesoło – jak powiadała. Nie był alkoholikiem, pił piwo wieczorami, które mu szumiało w głowie do następnego dnia.  Zakazała pojawiać się pod wpływem alkoholu, nie otwierając drzwi. Była w swej decyzji  konsekwentna, facetowi musiało pewnie bardzo zależeć na jej towarzystwie skoro przychodził od kilku lat trzeźwy. Przynajmniej podczas wizyt.

Wygląd mężczyzny, jak sama stwierdziła jej nie przeszkadzał. Chwaliła jego za zamiłowanie do porządku i higieny osobistej. Na moje oko z wyglądu przypominał skrzyżowanie świętego Mikołaja z kimś, kto dopiero wyszedł z lasu..takie sympatyczne straszydełko. Włosy sięgały mu do tyłka, niekiedy związane z kucyka, broda długa, cieniutka, jak mysi ogonek, iście mikołajowy zarost, szerokawe spodnie majtające podczas chodzenia.  Ponieważ był bardzo miły,  nie zaczepiał, grzecznie pozdrawiał u lokatorów  w budynku został zaakceptowany. Na mój widok okazywał zawsze radość, pewnie zmiarkował, że jestem rodaczką jego oblubienicy.

W bloku komentowano ten związek, głównie chodziło o wygląd i różnicę wiekową. Moja sąsiadka – Turczynka zazdrościła, że „taka stara i ma miłość”, a ona po 40 i  zero seksu od 10 lat.

Co się okazało, związek tej starszej kobiety z młodszym partnerem z roku na rok coraz intensywniej rozkwitał. Sąsiadka pochwaliła się, że miło spędzają razem czas, grając w karty, oglądając filmy przyrodnicze, na dyskusjach, rozmowach podczas spaceru po parku. Raz się wygadała z lekkim uśmieszkiem, że za bardzo ją niekiedy „męczy”, ale co mam zrobić?- powiedziała pytająco. To była jedyna słodka skarga na faceta. Spotykali się codziennie, czerpiąc radość ze swojej obecności. Od sąsiadki słyszałam same zalety i zachwyty o partnerze,  widziałam w jej oczach zadowolenie. Rozstawali się  zazwyczaj po południu, ponieważ on lubił programy sportowe i muzyczne, ona z kolei namiętnie rozwiązywała krzyżówki i  robótki na drutach.

Niestety, historia tej niezwykłej znajomości niedawno się zakończyła, przetrwała 8 lat i trwałaby do tej pory, gdyby nie postępująca demencja sąsiadki. Od roku objawy  stawały się niepokojące dla jej życia. Parę razy straciła orientację na mieście, gubiła pieniądze, drogę do lekarza, o mało nie spaliła własnego mieszkania. Bliski jej sercu mężczyzna opiekował się nią troskliwie, jednak stwierdził, że potrzebuje fachowej pomocy. Wezwał rodzinę z Polski.

Podczas ostatniej wizyty synów, kiedy już nie rozpoznała swoich najbliższych członków rodziny zadecydowano o zabraniu matki do Polski oddając do domu chronionej opieki.  Było mi smutno, kiedy się o tym dowiedziałam, że nie zadbano, by z nią pożegnać się – tak szybko została zabrana.

Po wyprowadzce sąsiadki ciekawiło mnie, co się stało z jej facetem, bo przestałam go widywać (mieszka w pobliżu). Od innej zaprzyjaźnionej sąsiadki dowiedziałam się, że ów mężczyzna strasznie rozpacza, całkowicie załamał się, popadł w depresję i nie wychodzi z domu. Ponoć ciężko się rozchorował.

No cóż, jedno muszę  stwierdzić, że na  pewno połączyło ich piękne uczucie i chęć bycia razem. Dawali sobie to, co każdy z nich potrzebował – siebie nawzajem. Cieszyłam się z jej szczęśliwego życia u boku młodego mężczyzny, który miał do zaoferowania nie tylko czas, ale coś znacznie więcej….

Komentarze

komentarzy


Artykuł przeczytało 1 731 Czytelników
Pin It