City live – piękne chwile

Piękne chwile

Tytuł nawiązuje do tekstu piosenki zespołu Dżem w wykonaniu Ryszarda Riedera „W życiu piękne są tylko chwile”. Nie ma człowieka, który by nigdy nie przeżył jakiejś szczęśliwej chwili. Zdarza się, że trafiają się fajne momenty, które zostają zapamiętane na długo w pamięci, jak w przypadku, który tu opiszę.

Otóż, jadąc berlińskim metrem, często można zaobserwować ciekawe widoki, ale dużo jest też ludzi w milczeniu siedzących obok siebie, jakby byli nieobecni, czytają prasę, książkę czy buszują w smarfonie, są niby obok, ale naprawdę gdzie indziej. Z reguły nikt na nikogo specjalnie nie zwraca uwagi, chyba że trafi się jakaś nadzwyczajna grupka, która ożywi jadących podróżnych kolebiących się wśród stukotu kół wagonu. Właśnie Ewie i mnie wydarzyło się coś naprawdę wyjątkowego, wręcz magicznego.

Była wiosenna niedziela, wieczór. Wracałyśmy metrem do domu, po prawdzie – dość zmęczone. Na jednej ze stacji wsiadła gwarna grupka młodych ludzi. Po wyglądzie sądzić można było, że nie byli to Europejczycy, co też wkrótce się potwierdziło. Zauważyłam u jednego z chłopców żołnierską czapkę z gwiazdą sowiecką i powiedziałam to Ewie, a Ewa odpowiedziała, aaa, jak Che Guevara. Rozmawiałyśmy półgłosem i po polsku, ale chłopak usłyszał słowo Che Guevara, ucieszył się i natychmiast do nas zagadał po angielsku.


Zgromadziło się koło nas trzech chłopaków – czarnoskóry, śniady (ten w berecie Che Guevary) i różowoskóry blondyn. Powiedzieli, że są z Brazylii. Ewa powiedziała, że są we trzech piękną trzykolorową Brazylią, a oni się roześmieli i odparli, że jest ich tu więcej. Rozejrzałyśmy się i rzeczywiście – zobaczyłyśmy dużą wesołą i rozhasaną gromadkę dziewczyn i chłopców. Powiedzieli nam, że są aktorami i muzykami. Przyjechali na wakacje do Europy. Entuzjastycznie opowiadali o kolejnych miastach – byli już w Madrycie, Lizbonie i Paryżu, a teraz przyjechali do Berlina, wszędzie im się podobało, wszystko zasługiwało na pełne zachwytu „ochy i achy”. Z Berlina będą już wracali do domu, bo nie mają więcej pieniędzy. Ewa zapytała, czy nie pojadą do Polski, a oni zgodnym chórem wykrzyknęli dwa słowa: Varsowia i Walesa. Ciekawe, co by młodym Brazylijczykom odpowiedzieli ci Polacy, którzy dzisiaj opluwają Wałęsę?


Przez chwilę Ewa i ja, dwie starsze panie, stałyśmy się częścią grupy. Radość, śmiech i wzajemne przekrzykiwanie trwało wprawdzie krótko, ale intensywnie. Chłopcy zapytali Ewę, jak ma na imię, a gdy odpowiedziała, z zachwytem zaśpiewali chóralnie jakąś brazylijską piosenkę o Ewie. Okazało się, że to jedna z najbardziej popularnych posenek w Brazylii. Ewa, zachwycona, zapytała, czy nie znają jakiejś piosenki o Krystynie, a grupa zaimprowizowała coś na moją cześć. „Che Guevara” zaczął pytać innych pasażerów, jak mają na imię, po czym Brazylijczycy zupełnie składnym chórem śpiewali im jakieś wariacje piosenki o Ewie.

Ależ to byli bystrzy, weseli i inteligentni młodzi ludzie! Dawno nie doznałam czegoś tak niebywałego.

Wszyscy świetnie się bawili, atmosfera w wagonie zrobiła się wyjątkowa. Wysiadających głośno żegnano. Przyznaję, że był to moment pełnego szczęścia – poczucia prawdziwej ludzkiej wspólnoty bez względu na wiek, płeć, narodowość czy kolor skóry. Było to szczęście, którym długo się delektowałam.
Tak sobie myślę, że trzeba czerpać z życia krótkie pozytywne przeżycia, wchodząc w ciekawe interakcje z ludźmi, okazując im przyjazne gesty sympatii, dające człowiekowi radość z najmniej oczekiwanej strony.

Hasta pronto Brasil!

Udało mi się ukradkiem zrobić dwa zdjęcia, ale nie nagrałam ich piosenek. Szkoda, ale Ewa znalazła Evę na youtubie w wykonaniu Ivete Sangalo, największej współczesnej piosenkarki brazylijskiej.

Komentarze

komentarzy


Artykuł przeczytało 1 196 Czytelników
Pin It