Grudzień – miesiącem dobroczynności

Żadna ludzka istota nie może przeżyć bez ludzkiej wspólnoty.

                                                                                Dalaj Lama

Reblog z roku 2014

Grudzień jest najbardziej świątecznym miesiącem w kalendarzu – na całym świecie rozpoczyna się nieustające święto zakupów : na Mikołaja, „na gwiazdkę”, „pod choinkę”, na Sylwestra, a potem Nowy Rok. Dawać to nie znaczy tracić, a zwyczaj wzajemnego obdarowywania się, to chwila spełniania najskrytszych marzeń… A marzenia ludzie mają przeróżne… Na przykład wnuczka Asia w wieku 8 lat napisała w liście do „Gwiazdki”, że chce, by „babcia wyzdrowiała po ciężkiej chorobie raka…” Kolega Asi powiedział mamie, by „Mikołaj” wszystkie prezenty zaniósł do rodziny, gdzie zmarła matka i ojciec samotnie wychowuje czwórkę dzieci. Sąsiadka z bloku raz do roku przynosi z poczty stosik przekazów i wysyła pieniądze potrzebującym, przeważnie z Afryki. Inna znajoma (nota bene nazywam ją potocznie „świętą Marią”) napotkanym na ulicy czy w metrze bezdomnym wkłada do ręki po 10, 20 euro. Sąsiad z mojego piętra w przeszłości, jak tylko widział moje wnuczki z Polski, obsypywał je słodyczami, a św. pamięci sąsiad turecki – właściciel piekarni – w pobliżu stacji metra rozdawał ludziom w potrzebie pieczywo, nie jakieś tam czerstwe, a świeżutkie pachnące bułeczki. Moja koleżanka, Ola, każdego roku zbiera ciepłe ubrania dla bezdomnych, wydzwania do wszystkich znajomych prosząc o puszki, kalesony, rajstopy, skarpety. Przyjaciel niemiecki opiekuje się trzema samotnymi osobami, jedna z nich, sąsiadka, porusza się na wózku inwalidzkim, druga mieszka w domu opieki – tej czyta książki i co najmniej dwie godziny poświęca na rozmowy. Trzeciego – kolegę z demencją – odwiedza regularnie pomimo braku kontaktu słownego („porozumiewamy się wzrokiem” – mówi). Utrwaliło mi się jego credo życiowe: „niepotrzebne byłyby domy starców, gdyby każdy z nas rozejrzał się i zaopiekował choć jedną samotną starszą osobą”.

Parę lat temu, gdy ciężko zachorowałam, jeden z naszych kolegów, Marek, gdy tylko wyszłam ze szpitala, podrzucał zakupy, wieszał na klamce u drzwi i wcale nie wyciągał ręki po pieniądze. Któregoś razu, a było to dawno temu, podczas akcji charytatywnej WOŚP-u w Berlinie, wpadł na pomysł, by przy okazji zrobić zbiórkę pieniężną dla mnie, co wywołało moje oburzenie, przecież aż tak źle u mnie nigdy nie było. Jednak potem, kiedy się głębiej zastanowiłam, doszłam do wniosku, że był to całkiem ludzki odruch. Byłam wtedy faktycznie, na szczęście krótko, w potrzebie, może nie finansowej, ale potrzebowałam chwilowej opieki typu zakupy, wyjście na spacer. Z kolei Magda, pomimo iż sama nie cieszyła się dobrym zdrowiem, codziennie chodziła do śmiertelnie chorej koleżanki, której nie zostawiła jej aż do śmierci. Nie zapomnę też gestu Urszuli, która na wieść, że zginął mi trzeci rower, natychmiast podarowała mi całkiem nowy, jeszcze zapakowany w folię. Także Marianna, wiedząc, że moje dzieci w Boże Narodzenie przebywają za Oceanem, zaprosiła na Wigilię, bym nie czuła się w tym dniu samotna.

W listopadzie 2014 roku zobaczyłam na dworcu głównym w Berlinie wystawę – portrety bezdomnych Unsichtbaren (Niewidzialni) i ich historię. Byłam tak wstrząśnięta dramatem ludzkim, że od tej pory inaczej spoglądam na cuchnących pasażerów metra, śpiących na ławkach w parku, czy żebrzących na ulicy, w metrze.

Zresztą, wydaje mi się, że społeczeństwo niemieckie jest szczególnie zaangażowane, jeśli chodzi o pomaganie, wiele osób wspiera tu akcje charytatywne. W Berlinie powszechnie znana jest wigilia dla ubogich, organizowana przez piosenkarza Franka Zandera. W hotelu Estrel, gdzie do czasu pandemii odbywały się tam wigilie dla bezdomnych, teraz także organizuje, głównie przy stacjach metra https://www.obdachlosenfest.de/

Od lat śledziłam reportaże z tej bodaj największej akcji charytatywnej. Raz do roku bezdomni są gośćmi ekskluzywnego hotelu, gdzie znani artyści, politycy, biznesmeni serwują im klasyczne niemieckie danie wigilijne: gęś z kluskami i czerwoną kapustą. W tym dniu każdy uczestnik kolacji otrzymuje ciepłą odzież, może skorzystać w hotelu z prysznica, przychodzą fryzjerzy, żeby na życzenie obciąć włosy, piwo i papierosy są za darmo, podczas kolacji gra jakiś znany zespołu muzyczny. Raz do roku nie są niewidzialni. Może więc są nawet szczęśliwi.

Nie sposób ubrać słowa jakie emocje towarzyszyły podczas przekazania prezentów w Placówki Opiekuńczo – Wychowawcze w Szamotułachpisze na Fecebooku Klaudyna Droske – inicjatorka akcji charytatywnej ”Radość Gwiazdki / Weihnachtsfreude”. Jak zwykle radości nie było końca, dzieci czekały na nasz mikołajowy przyjazd już od rannych godzin, a przygotowania rozpoczęły się już dzień wcześniej. Uścisków i momentów wzruszeń było co niemiara. Mimo że akcję organizuje się od 9 lat, to każdorazowy przyjazd do Szamotuł dla wszystkich wspierających akcję to bardzo szczególny moment. Wspaniała akcja berlińskiej Polonii dla dzieci z domów dziecka, wielkie podziękowania dla Klaudyna Droske za zaproszenie do udziału w tej pięknej inicjatywie Polonusów, przedstawicieli Konsulatu Ambasady RP, Instytutu Polskiego w Berlinie.

 

Wiem, jak ludzie dobrej woli sprawiawielką radość dzieciom z Domu Dziecka. Znam to uczucie z własnego doświadczenia, dawniej otrzymywaliśmy paczki Care z USA, było tego dobra tak dużo, że cieszyliśmy się przez długi okres czasu. Dziś pomagamy sami sobie, indywidualnie otwieramy serca dając dobro drugiemu człowiekowi. Brawo wy!

Inna równie znana akcja charytatywna, to impreza na rzecz dzieci „Ein Herz für Kinder” oraz Gala Jose Carrery. Obecność znanych gwiazd show biznesu na koncercie ma zwrócić uwagę opinii publicznej na problem biedy, a tym samym wywołać większe zaangażowanie społeczeństwa w akcje zbiórek dla potrzebujących. Na uznanie zasługuje fakt, że często są to prominenci. To w większości artyści pochylają się nad tragicznym losem wielu dzieci, które bez naszej pomocy nie mają szans na godne życie i na wyzdrowienie. Dzięki Bogu, że udaje się chociaż częściowo poprawić los ludzi w potrzebie, o czym donoszą media. To, co czynią artyści, czy zwyczajni ludzie, jak Marek, Ola, Ula, Helmut, Klaudyna jest „maleńką kroplą w ogromie oceanu, ale jest właśnie tym co nadaje znaczenie twojemu życiu” – powiedział Albert Schweitzer

To wielki dar od losu, że DAJĄC – uszczęśliwiamy samych siebie, bo właśnie w dzieleniu się z innymi kryje się radość. To taki rodzaj dziwnej arytmetyki, w której nie ubywa nam tego, co mamy, mimo że się tym dzielimy. Przy okazji wzbogacamy samych siebie, otrzymujemy w zamian coś znacznie droższego, coś, czego nie można kupić za żadne pieniądze świata, czyli – RADOŚĆ osoby obdarowanej, jej UŚMIECH i SERCE.

Komentarze

komentarzy


Artykuł przeczytało 341 Czytelników
Pin It