Tym razem we dwie, wczesnym rankiem wybrałyśmy się do Szczecina, by zdążyć jeszcze przed rozgrzaną patelnią pozałatwiać sprawy, te prywatne i społeczne. A upał i tak nas zastał w centrum miasta, nie bardzo było się gdzie schować, szukałyśmy cienia, a w Szczecinie drzew jak na lekarstwo. Zresztą w całej Polsce stosunek do drzew, jest taki sam, jak do rzeki Odry. Człowiek uzurpował sobie prawo do dominowania nad Matką Naturą i teraz mamy to, na co sobie sami zasłużyliśmy. Sporo myśli kłębi się człowiekowi po głowie, żyjemy w czasach totalnego chaosu, codziennie konfrontowani jesteśmy z szokującymi zdarzeniami, jakie rozgrywają się na naszych oczach. Strach się bać!
Wrócę do tematu, czyli celu podróży, do Szczecina. Otóż, poza sprawami prywatnymi, jak zakupy produktów spożywczych, prasy, książki i zwykłego szwendania się po mieście, zamierzałyśmy zareklamować w szczecińskich obiektach kulturalnych projekt Irena Bobowska – zapomniana bohaterka. Chodziło nam o to, ażeby polskie instytucje przygraniczne nieco więcej dowiedziały się o życiu Polaków i Polonii w Berlinie, także o tym, co robimy dla zachowania pamięci historycznej, kulturowej. Wprawdzie po obu stronach Odry i Wisły działają liczne Partnerstwa Miast, np. Berlin ze Szczecinem, Opole z Poczdamem, czy Warszawa z Berlinem, to ostatnio zauważa się zmniejszenie dynamiki regularnych spotkań. Jeszcze do niedawna współpraca była dość widoczna i odczuwalna, tak było np. w przypadku Stowarzyszenia Städtepartner Stettin e.V. (Partnerstwo miast Szczecina z podwójną dzielnicą Berlina Friedrichshain-Kreuzberg). Od jakiegoś czasu, kiedy stery władzy przejęło młode pokolenie (całkiem słusznie i poprawnie politycznie), zmienił się nie tylko profil działalności, ale też stosunek do aktywnych członków. Starzy, doświadczeni działacze zostali odstawieni na boczny tor, nie ma dla nich miejsca, nie ma czasu na wspólne spotkania, które pełniły rolę integrującą, ale przede wszystkim – poznawczą.
Teraz słyszmy, że coś się gdzieś dzieje, ale odbieramy to jako aktywności w zamkniętym kole wzajemnej adoracji. My, dawni, starzy członkowie stowarzyszenia na własna rękę pielęgnujemy kontakty, bo tego pragną i oczekują obie strony. Na wydarzenia polonijne prezes Polskiej Rady w dalszym ciągu zaprasza delegację ze Szczecina, a więc nie zaniechano dotychczasowych kontaktów, dbają o to zwykli członkowie. Ale niestety nie Zarząd! My – dwie autorki i redaktorka książki Śladami Muru Berlińskiego pojechałyśmy nie tak dawno do Szczecina. Prezentowałyśmy naszą publikację w Książnicy Pomorskiej. Współpraca trwa w nadziei, że powróci normalność!
W niedługim czasie zrealizowany zostanie (patrz TU) projekt Irena Bobowska – zapomniana bohaterka. To właśnie z tego względu razem z Ewą wybrałyśmy się do Szczecina, zabierając ze sobą ośmiostronicową ulotkę – by w ramach współpracy przygranicznej rozpowszechnić historie prawdziwe i zapomniane.
Taki był nasz cel podróży w ramach podróży z 9 Euro. Zadanie wykonano z nawiązką. Wszyscy nasi adresaci cieszyli się, że Partnerstwo Miast Szczecin-Berlin jeszcze nie zginęło!
A propos podróży. Otóż minęła nam dość spokojnie, dwie przesiadki na trasie z Berlina do Szczecina, z powrotem tylko jedna, ale o wydłużonym czasie. O miejsce siedzące w pociągu trzeba walczyć, zdarzają się chamskie zachowania, za to częściej bywają przyjemne chwile, kiedy młoda Polka ustąpi miejsca starszym paniom lub kiedy Niemka poczęstuje cukierkiem o smaku rabarbaru. Mniamm… W restauracji w menu nie ma już ruskich pierogów, tylko ukraińskie. Ceny trochę dziwne, pierogi kosztują 22 złote, a schabowy z ziemniakami i kapustą 25 złotych. Piwo podaje się ciepłe, w kawie mrożonej natknąć się można na martwą osę, która odżyła po wyłowieniu z pucharu.
Chciałyśmy zerknąć na Odrę, ale w okolicy dworca kolejowego remonty drogowe.
Rzeka Odra spędza nam sen z powiek. Odra zatruta, Odra umiera na naszych oczach. Brak słów!
Znalezione w internecie – aforyzm o rzece:
Gdy wytną ostatnie drzewo i zatrują ostatnią rzekę, wtedy zrozumiemy, że nie da się jeść pieniędzy!
Komentarze
Artykuł przeczytało 472 Czytelników