Śmierć na emigracji

Kiedy patrzysz na człowieka życzliwym okiem, widzisz same zalety… podziwiasz nie tylko urodę, ale styl życia, pięknie urządzone  mieszkanie, przeczytane książki, dalekie podróże, intratny zawód, posiadaną wiedzę oraz  szlachetne wartości przekazywane innym. Te wszystkie cechy brzmią tak olśniewające, że człowiek zaczyna sam siebie karcić, że nie potrafi błyszczeć, dobrze zaprezentować i pchać się przed szereg. Normalny  człowiek  akceptuje, że  wśród nas są lepsi, mądrzejsi i zdolniejsi, bo przecież nie każdy miał szanse czy warunki, żeby się doskonalić. I tak wydawałoby się na zewnątrz mamy piękna twarz, wooow…, a co skrywamy w środku ciała? Zaraz bedzie o tym mowa…

Pewnie ktoś zapyta, a dlaczego taki enigmatyczny wstęp do tytułu artykułu: śmierć emigranta. Bo to się naprawdę zdarzyło, piszę pod wpływem emocji, na gorąco. Tak, umarł Polak na emigracji! Ojciec, brat, eks małżonek, kolega. Umarł pewnie w cierpieniach, bo choroba była straszna. Trudno mieć do kogokolwiek pretensje, że go nie zauważaliśmy, sam się izolował, o problemach nie mówił, a kiedy zapytano zawsze odpowiadał, że ok.

OK.

Zmarł  w samotności i była to naturalna śmierć –  o czym powiadomiła policja, która przeze mnie, bo to ja jestem eks małżonką, szukała najbliższych członków rodziny. Byłam w szoku, oczywiście, przekazałam posiadane informacje, które pozwoliły odnaleźć jego córkę, zamieszkałą w Hannowerze i siostrę w Danii. Najbliższe osoby, w tym wypadku – każda z nich żyła w innym kraju, innym mieście.

Ja zresztą też na własną rękę, poprzez internet, szukałam łączności do obu kobiet. Ucieszona, że znalazłam adres jednej z nich, wysłałam maila, potem zatelefonowałam, zero reakcji. Także policja ją znalazła, nawiązali kontakt, ale córka jako bezrobotna i biedna nie zorganizuje ojcu pogrzebu.  A więc to miasto dokona pochówku, anonimowo.

Już raz przeżyłam podobna historię z piłkarzem Kazimierzem Polakiem http://blog-polonia.pl/wspomnienie-o-pilkarzu/.

Polak. Nomen omen…

Ale teraz myślę o moim byłym mężu, o Bartku. Gdyby nie miał nikogo, dobrze… Lorka i Mozart też nie mieli grobu, nie trzeba mieć grobu, nie o ten kawałek miejsca na cmentarzu chodzi, tylko o pamięć. Bartek ma córkę, kochał ją, opłacał jej studia artystyczne, teraz już nie, bo skończyła, jest specjalistą, anonsuje się w sieci, że wykonuje Wohnungseinrichtung. Urządza wnętrza mieszkalne. Oglądam piękne zdjęcia, wnętrza jej mieszkania niczym z bajki, jak wyjęte z ekskluzywnego katalogu. Tak, tak rozpoznaję ją, to ona jest na zdjęciu. Nie chce mi się wierzyć, że nie chce własnemu ojcu zorganizować godny człowieka pochówku. Może nosi w sobie żal do ojca, osobiste powody, ale przecież musi być szlachetnym człowiekiem z darem boskim – artysta o wielkiej wrażliwości i ta buzia… taka śliczna…

Nic nie rozumiem.

Szukam siostry… w internecie nie ma jej nazwiska, nie ma na facebooku. Dzwonię do polskiej ambasady, do znajomych w Danii z prośbą o pomoc. Słyszę dobre rady, ale dalej działam na własna rękę. O co mi właściwie chodzi? Po co to robię?

Żeby zmarłego na emigracji Polaka nie pochowano na psim polu.

Myślę sobie, siostra na pewno nie pozwoli, by jedynego brata pogrzebano w nieznanym miejscu. Dzwonię do Aarhus na policje, policja jednak nie odnajduje nikogo o podanym nazwisku, ale… znajduje nazwisko i imię matki zmarłego, która jest zanotowana w komputerze. Ja wiem, że już nie żyje od dwóch lat, ale pewnie tam mieszka i siostra. Niestety, szczegółów nie znam. Od poszukiwań jest policja. Odnajdzie? A jak nie? A jak i ona odmówi?

Czarny scenariusz… Zostanie pochowany w Berlinie, anonimowo, tak, ale przecież w miejscu, które będzie znane. Jak będę znała datę pochówku podam tu adres, może ktoś przyjdzie, może go godnie pożegnamy.

Spoczywaj w spokoju!

Krystyna Koziewicz

Komentarze

komentarzy


Artykuł przeczytało 2 205 Czytelników
Pin It