Czułość systemu zdrowotnego

Nasze życie to ciągła walka między zdrowiem i chorobą. Żadna choroba nie jest dobra dla organizmu, w którym następuje zaburzenia jego funkcjonowania. Choroba to stan, który wcześniej czy później dotyka każdego człowieka i nie da się uniknąć wizyt lekarskich, choćby dla zapewnienia sobie własnej kontroli nad organizmem. Trzeba chodzić na badania i już! Moje dotychczasowe wizyty w gabinetach lekarskich miały różne zabarwienia emocjonalne, najczęściej jednak traktowali mnie z atencją, jako pacjenta. W gruncie rzeczy ważne jest, by w relacjach pomiędzy lekarzem a pacjentem była dobra komunikacja oparta na zaufaniu, empatii, wzajemnym słuchaniu i adekwatnym reagowaniu. Tylko wtedy można mówić o jakości tej relacji stworzonej przez lekarza, nie pacjenta.

Mnie jakoś w większości przypadków zawsze udawało się trafić na wyjątkowych lekarzy, którzy z powagą i empatycznie podchodzili do moich problemów zdrowotnych. Nie wszyscy jednak, dlatego po przykrych doświadczeniach nauczyłam się być niezwykle ostrożna i czujna. Regularne kontrole u lekarzy nie zapewniają wcale życia w błogim spokoju. Życie pokazało, że moja skłonność do systematycznych badań nie zawsze jest nagrodzona, wręcz odwrotnie, sama u siebie wykrywałam objawy chorobowe, który zaprowadziły mnie na stół operacyjny. Na końcu tej drogi trzeba było przejść uciążliwą terapię, która de facto zrujnowała cały system odpornościowy. Podobnie było w ostatnim przypadku, który poniżej opiszę. Lekarz zlekceważył fakt, że skoro mammografia nic nie wykazała, to nie ma powodu robić paniki. No tak, tylko dlaczego krew wciąż wyciekała z piersi? Miałam spać spokojnie i przyjść dopiero za rok na kontrole? Intuicja podpowiadała mi całkiem co innego, dlatego zgłosiłam się z poradą do specjalisty.

Dlatego uważam, że pierwszym lekarzem zawsze jesteś sam. Ty i ja! To my sami musimy z czułością obserwować swoje ciało, reagować choćby na najmniejszą zmianę, która powinna być wyjaśniona pod względem histopatologicznym. Po prostu, nie można postawić diagnozy bez dokładnego zbadania przyczyn. Zawsze najważniejsza jest i będzie diagnostyka, jedne trafne i właściwe, inne błędne i nieoprawne. Wiadomo, w końcu nikt nie jest nieomylny, a lekarz lekarzowi nie równy. Trzeba o tym pamiętać samemu!

Tak się złożyło, że zachorowałam w okresie szalejącej pandemii. W Niemczech to jeszcze nie jest dramat i jak na razie żaden wielki problem, operacje się odbywają w przyspieszonym tempie, spieszą się lekarze z przeprowadzeniem diagnoz.

Jak to było w moim przypadku?

Otóż, o koło dwa miesiące temu w jednym miejscu na ciele pojawiły się symptomy, które mnie zaniepokoiły do tego stopnia, że już następnego dnia udałam się do lekarza. Wiedziałam, że muszę natychmiast ten przypadek wyjaśnić, bo krwawy wyciek z jakiegokolwiek organu to zły znak. Zgłosiłam się najpierw do mojego lekarza, którego akurat w tym dniu nie było w pracy. Ponieważ nikt z obecnych lekarzy nie zaproponował mi badania, poprosiłam o skierowanie do specjalisty. Otrzymałam bez problemu, w ciągu pół godziny znalazłam się u mojego dawnego lekarza, który przed 22 laty operował i opiekował się mną przez ponad 3 lata z dobrym skutkiem. Lekarz, o dziwo mnie zapamiętał, od razu zostałam przez niego dokładnie zbadana. Na monitorze nic podejrzanego nie było widoczne, wiemy jednak z autopsji, że istnieją niewidoczne choroby, które są niebezpieczne dla zdrowia i życia. Lekarz zlecił dalsze dodatkowe badania wręczając mi skierowanie z dopiskiem „pilne”. Chwile po tym poszłam się zarejestrować do gabinetu radiologii po drugiej stronie ulicy, którzy natychmiast dokonali mammografii. Na ekranie – zdaniem radiologa – widać było ewidentne zagęszczenie tkanek, co oznaczało, że coś się jednak zaczyna patologicznie rozwijać. Uspokoiłam się, bo wyglądało to niegroźnie, co też lekarz potwierdził. Wynik był pomyślny dla mnie, zatem szybko pobiegłam do lekarza z radosną nowiną, że nie jest tak źle.

– To się dopiero okaże po dokonaniu biopsji – usłyszałam od lekarza specjalisty.

A jednak, nie było dla mnie dobrej wiadomości. W ciągu zaledwie dwóch dni dowiedziałam się, że na podstawie biopsji w piersi pojawiły się złośliwe komórki rakowe. Wyrok na pierś zapadł. Trzeba pierś operować! Koniec. Kropka.

Termin operacji został wyznaczony w następnym tygodniu. Od tego momentu w przyspieszonym tempie ruszyła machina urzędnicza, wcześniej do ręki wręczono mi pakiet dokładnej instrukcji, co mnie czeka, gdzie, kiedy, o której godzinie?

Do szpitala zgłosiłam się dzień przed operacją, by dokonać wszelkich formalności papierowych. Było tego całkiem sporo, mnóstwo pytań, informacji o przebytych chorobach. Zajęło mi to dobre 2 godziny tylko dlatego, że koleżanka czytała i od razu zaznaczała właściwą odpowiedź, sama nie miałabym głowy czytać długich objaśnień. Dodam jeszcze, że moja przyjaciółka Ewa zadeklarowała wszechstronną pomoc w dniu, kiedy miałam pójść do szpitala i w czasie mojego pobytu. Byłam wdzięczna losowi, że na swojej drodze spotkałam człowieka, który zasługuje na szacunek za czyny. Człowiek to brzmi dumnie. Ona zawsze wie, kiedy trzeba pomóc, a kiedy nie. Nigdy wcześniej nie doznałam aż tylu dowodów człowieczeństwa. Jeszcze o tym będzie mowa!

Dzień operacji zaczął się bardzo wcześnie bo już o godzinie 5.30, odebrała mnie z domu Ewa i ku memu wielkiemu zaskoczeniu przyszła też druga przyjaciółka Ela z dalekiej dzielnicy. Dla wyjaśnienia dodam, że od dłuższego czasu tworzymy zgrane trio zwąc się MY TRZY. W trójkę poruszamy świat z przeszłości w jego różnych aspektach, spotykamy się, jeśli któraś z nas ma co ciekawego do zaoferowania, co pozwala nam interesująco spędzać wspólny czas.

Nigdy nie będziesz sama! – usłyszałam dwugłos Ewy i Eli, kiedy otworzyłam drzwi wczesnym rankiem. Mojego wzruszenia nie było końca, była to chwila niezwykłych emocji oraz wyrazu wdzięczności, że dane mi było spotkać na swej drodze osoby o wielkim sercu. Okazuje się, że czas weryfikuje prawdziwych przyjaciół, jestem z tego powodu niezwykle szczęśliwa, że wokół siebie mam osoby, na które zawsze można liczyć.

– Dziewczyny, jesteście wielkie! Kocham Was!

Na oddziale czekały mnie szpitalne procedury, specjalna bielizna i łóżko gotowe do odjazdu punkt o godzinie 7. 15. Operacja była wyznaczona na godzinę 8.00, zatem skoro świt ruszyłam w długą drogę z 6 pietra na oddział operacyjny na pierwszym piętrze. Takich jeżdżących pojazdów łóżkowych było więcej w tym dniu, jako czwarta w kolejce do różnych pomieszczeń zmieniano mi legowisko przypominające stół, okrywano ciepłymi kołdrami, zakładano czepki, ustawiano pozycje ciała, mierzono temperaturę, ciśnienie. Na sam koniec czekała mnie iniekcja narkozy podczas której siostra trzymała mnie czule za ręce. Rozmawiała ze mną o podróży do egzotycznego kraju, czułam się błogo w tym pięknym przekazie do momenty, kiedy zasnęłam.

Okazuje się, że ze stanu narkozy wybudziłam się szybko , niemal zaraz – jak powiedziała siostra.

Przez pierwsze dwa dni leżałam „plackiem” w łóżku, bez jakiegokolwiek ruchu, poza zmiana pozycji leżącej. Nie musiałam nic robić, co chwilę byłam kontrolowana z wielką estymą, medyczne algorytmy zdeterminowały życie pacjenta. Ku memu zaskoczeniu dwukrotnie odwiedził mnie mój lekarz, który operował, opatrywał ranę, bo nie pozwolił siostrom tego robić. Specjalny bonus? Ależ skąd, tak funkcjonuje system zdrowia w Niemczech. Miałam dobrą opiekę pomimo tego, że pielęgniarki miały pełne ręce roboty, uwijały się z liczną obsługą pacjentów w pocie czoła i…z uśmiechem na twarzy. Najbardziej cieszył mnie fakt, że trafiłam na lekarza, który o swoich pacjentów dbał nawet w niedzielę. Miałam też dużo szczęścia trafiając na pielęgniarki, także innych lekarzy, którzy nie tylko leczą chorobę, ale też wpływają pozytywnie na samopoczucie pacjenta. Czy to było szczęście, czy normalność ? Sama nie wiem? Inni pacjenci nie narzekali, okazywali wdzięczność.

Okazuje się, że dzisiaj człowiek dla medyków jest całością, leczą chore ciało uwzględniając psychikę pacjenta. To taki wyższy wymiar ludzkiej natury. Ojciec medycyny Hipokrates – lekarz Ciała i Duszy wiedział najlepiej, czego potrzebuje pacjent? Pielęgniarki i lekarze – to specyficzny zawód, którego zadaniem jest opieka i dbałość o komfort powierzonego mu pacjenta. Ich reakcje i działania wpisane są w kod zawodu, którego podstawowym przesłaniem jest idea Hipokratesa. W systemie zdrowotnym w Niemczech wrażliwość na potrzeby chorego człowieka odczuwało się na każdym kroku!

Komentarze

komentarzy


Artykuł przeczytało 583 Czytelników
Pin It