Okiem emigranta – lekko nie ma

Wyjazd z Niemiec do Polski to dla wielu podróżujących w kierunku na wschód i  południe problem wciąż nierozwiązany, zarówno przez stronę polską, jak i niemiecką. Nie ma mowy o wygodnej jeździe pociągiem, człowiek skazany jest na męczącą jazdę autobusem, w przeszłości Polskim Busem, ostatnimi laty Flixbusem. Komfort jazdy, niczym los na loterii, jeśli się trafi na niemieckiego przewoźnika, to można mieć pewność, że będzie czysta toaleta, mydło, woda, sprawnie działająca spłuczka, papier i czysty autokar. Gorzej, jeśli przewoźnikiem jest strona polska, bo często bywa tak, jak pamiętamy z PRLu: brak papieru, zatkane toalety, nie działająca spłuczka, brak wody, jedynie obsługa nie budzi żadnych zastrzeżeń. Faceci robią, co mogą, by tuszować mankamenty. Może mogliby skuteczniej zadziałać, ale tego nie robią. Pytanie, dlaczego? Tyle w sprawie jazdy.

Sentymentalna podróż wiodła w rodzinne strony, tym razem znowu do Krynicy Zdroju, gdzie mieszka brat, któremu nieoczekiwanie zmarła w grudniu ub. roku ukochana żona. Wielki dramat dla mężczyzny, który był w szczęśliwym związku przez 40 lat. W okresie największego smutku i cierpienia potrzebował wsparcia, przyjaznej duszy. Pojechałam bez zastanowienia, ciesząc się, że to właśnie mnie wybrał, jako osobę najbardziej zaufaną w rodzinie.

Wyjazd do miejsca, w którym spędziłam nielekkie i skomplikowane dzieciństwo  był też kolejnym powrotem do korzeni. Spotkałam bliskich, z którymi wciąż utrzymuję dobre relacje. Nie wszystkie jednak wspomnienia, przeżyte chwile daje się z pamięci wymazać, niektóre z nich czas nieco podretuszował, przykrości, jakich doznało się w dzieciństwie, zelżały, ale nie giną. Z bratem wiele dyskutowaliśmy o czasach, które nie należały do radosnych, ale które, być może, zahartowały nas w boju o przetrwanie. Jedno co mnie tutaj ciągle gna to przyroda, która pozostała mi wierna, mimo iż ludzie zawłaszczają ją bez opamiętania. Betonują wokół swojej posesji, co się da, drogę do garażu, tarasy pod stolik z parasolem, nawet ścieżki ogrodowe, aby czasem trawka nie wyrosła. Człowiek stał się panem natury, zamiast być jej pasterzem. Okropność!

Powietrze, jak na uzdrowisko, straszne, zwłaszcza wieczorami trujące, mieszkańcy w dzień opalają chałupy gazem, nocą, kiedy nie widać brudnego dymu  z komina, węglem i śmieciami. Co ciekawe, ludzie nie odczuwają smrodu, dziwili się, że ja czuję, co oznacza, że się po prostu przyzwyczaili do życia z toksynami. Po rzekach i potokach widać, jak ziemia wysusza się w zastraszającym tempie, niektóre z nich maja ledwie pokryte dno, na jeziorach rosną dziko porosty, wody tyle, co na lekarstwo. Dzięki opadom śniegu i odwilży  o tej porze roku podniósł się z lekka stan wody w rzekach. Na całe szczęście!

 

Krynica przywitała mnie typowo zimowym pejzażem, niczym z bajki. Nie pamiętam, kiedy ostatnio przeżyłam prawdziwą zimę, ze śniegiem i mrozem. Całe uzdrowisko pokryte było białym puchem – niesamowite wrażenie, bezgraniczna radość, zwłaszcza dla dzieci. Kiedy jestem w mojej ukochanej krainie, nie istnieje świat zewnętrzny, nie czytam codziennej prasy, nie oglądam telewizji. Nie interesuje mnie zgiełk, ani pośpiech w gonitwie za emocjami, wolę chłonąć zimowe uroki natury. Pobyt w Krynicy wykorzystałam na czerpanie z bogatej tradycji lecznictwa uzdrowiskowego i doskonałej bazy zabiegowej. Codzienne spacery do pijalni, picie wód leczniczych, zabiegi rekreacyjne i inhalacje w jaskini solnej to doskonały balsam dla duszy i ciała.

O dziwo, turystów o tej porze w Krynicy było niezbyt wielu, co mnie mocno zdziwiło, wszak jest tu ogromna baza wypoczynkowa, a kuracjuszy tyle, co na lekarstwo. Jeszcze do niedawna miałam problemy z wykupieniem zabiegów leczniczych, tym razem obsługa nie musiała się głowić, by znaleźć lukę w zapełnionym po brzegu grafiku. Coś tu nie gra, zakłócona została równowaga między podażą, a popytem. Jaki los czeka liczne sanatoria, służące dotychczas ludziom pracy?

Tak samo jest w przypadku kolei państwowych. Pociągi osobowe z Krynicy od lat jeżdżą prawie puste, bez pasażerów, natomiast ciężkimi tirami przewozi się wodę mineralną Muszyniankę na całą Polskę, zamiast wykorzystać istniejące połączenia kolejowe. Cały cywilizowany świat ze względów ekologicznych stawia na kolejnictwo, a Polska na przekór trendom, prowadzi dewastującą eksploatację natury.

O tym, że kolej jest ekologicznym środkiem transportu, wiadomo od dawna. Szeregu jej zalet nie sposób przeoczyć. Zanieczyszczenia powietrza wydzielane przez pojazdy samochodowe jest największym źródłem skażeń atmosfery pośród znanych sposobów przemieszczania się. Dodatkowo pojazdy samochodowe są największym emitorem toksycznych i rakotwórczych środków chemicznych. Ziemia oddycha spalinami i nikomu, rządzącym chyba najmniej, nie zależy, by walczyć z zanieczyszczeniami i lepiej gospodarować zasobami Ziemi

Kolej wydziela 30-krotnie mniej zanieczyszczeń niż drogowy transport towarowy, ponadto ponad 90% całości przewozów kolejowych odbywa się trakcją elektryczną. Kolejnym atutem transportu szynowego jest energooszczędność. W Krynicy każdego roku odbywa się Forum Ekonomiczne. I co? Ano wielkie nic, a przecież mamy rzekomo genialnych ekonomistów.

Dwa tygodnie w Krynicy zleciało, jak z bicza strzelił, w drodze powrotnej zahaczyłam o Opole, gdzie mieszka najbliższa rodzina, syn i wnuczki. Lubię towarzystwo młodych wokół siebie, każdorazowo organizujemy składkowe spotkanie, gdzie każdy wnosi na coś dobrego na stół. Potrafimy godzinami ze sobą rozmawiać na wszystkie tematy, jakie nurtują młode i starsze pokolenie. Od młodych ludzi dowiaduję się jakie nastroje panują w firmach, w których pracują. Niestety, nie jest to obraz optymistyczny. Przedsiębiorcy, właściciele firm zatrudniają młodych na ¾ etatu lub na pół, aby nie płacić wysokich składek ubezpieczeniowych. Po upływie rocznej umowy przedłuża się kontrakt na kolejny rok lub półtora, rzadko na stałe. To dla mnie nowość i jednocześnie brutalne odczłowieczenie nowobogackich, teraz rozumiem tych, którzy emigrują za pracą, szukając zatrudnienia, za która będą godnie wynagradzani i w dodatku na pełny etat. Słyszałam od mężczyzny w średnim wieku, że w ich praca przypomina (dosłownie) współczesny obóz pracy, jeśli człowiek ciężko zachoruje, to na pewno zostanie zwolniony z pracy. Włos się jeży na głowie, kiedy się słyszy podobne rewelacje.

W Opolu zrobiłam sobie spacerek wokół Rynku i centrum miasta, które owszem pięknieje, przybyło wiele uroczych knajpek, ale też wiele zniknęło. Plajtują drobni przedsiębiorcy i trwa to od wielu lat, co widać  po zaklejonych folią witrynach. Najemcy lokali nie wytrzymują wysokich czynszów, takich, jakby to była Warszawa czy Berlin. Wiem co nieco na ten temat, w niejednej rodzinie prysł czar posiadania własnej firmy. Opłaca się jedynie potentatom, oni nie plajtują, wszystkie tanie sklepy dobrze się mają, a nawet otwierają filie w dobrym położeniu. No cóż, pogoda świeci dla bogaczy, szary człowiek ma się cieszyć, że ma pracę i państwu płacić podatki. Tak to widzę!

O polityce nie było dyskusji, nikt z mojej rodziny nie śledzi dzienników i debat telewizyjnych, mówią, że nie mogą ani słuchać, ani patrzeć, jak politycy „drą koty”. Przyznaję im rację, lepiej wolny czas spędzać na przyjemnościach, aniżeli tracić energię na sprawy, którymi nikt się nie przejmuje i nikt niczego nie chce słuchać. Obowiązuje jednomyślność członków partii rządzącej, tego wymaga prezes PISu, „w takim razie skoro wszyscy myślą tak samo, tak naprawdę nie myśli nikt” – powiadają moi młodzi rozmówcy.

Ot, co… lekko nie ma!

Komentarze

komentarzy


Artykuł przeczytało 1 211 Czytelników
Pin It